Będąc najtajniejszym z tajnych, supertajnym agentem niełatwo jest
przejść na emeryturę. Wszystkie zbiry i ich organizacje, które skutecznie eliminowaliśmy
z tego świata, przez całe swoje zawodowe supertajne życie, nigdy o nas nie zapomną
i tylko czekają, aby się zemścić. Ech, to taki urok tego fachu. To chyba
zresztą jedyny powód, dla którego nie zostałem szpiegiem.
Główny bohater filmu (Nesson Liam) po latach bycia supertajnym
agentem, próbuje ułożyć sobie życie na nowo. Zacieśnienie relacji z dorosłą już
córką okazuje się o wiele trudniejsze, niż zabicie kilkudziesięciu zbirów za
pomocą zapałki. W dodatku córka ma przed nim tajemnicę. Jakby tego było mało
była żona przeżywa związkowy kryzys ze swoim obecnym partnerem. Takich
problemów nie przewidywało szkolenie superagenta. Wszystko się jednak zmienia,
gdy Bryan Mills (Liam Neeson) zostaje wrobiony w morderstwo.
Scenarzyści bardzo starali się, aby w nowej odsłonie serii zostawić to,
co było najlepsze w poprzednich i dodać jakiś powiew świeżości w postaci wątku
kryminalnego. Niestety ten zabieg nieszczególnie się udał, bo zagadkę rozwiąże
każdy, kto potrafi kojarzyć podstawowe fakty, jak ogień-parzy albo woda-mokra i
przy okazji nie przegapił pierwszych scen filmu, załatwiając w kuchni jakieś
przekąski. Starzy, dobrze znani bohaterowie są jacyś inni. Sam superagent-emeryt
Mills, ma nie lada orzech do zgryzienia. Nie może tradycyjnie (jak w
poprzednich częściach) mordować wszystkich na swojej drodze, aby pokonać czarny
charakter, ponieważ musiałby zabijać dzielnych, a przede wszystkim niewinnych hamburgerskich policjantów, z Dotzlerem
(Forest Whitaker) na czele. Wszyscy oni przeczą stereotypowi. Są zwinni i
sprawni jak wojownicy ninja. Mają również dziwny fetysz do gumek recepturek. Tak
swoją drogą bardzo ucieszyło mnie pojawienie się na ekranie Whitakera, bo
bardzo lubię jego kreacje, jednak po skończonym seansie odniosłem wrażenie, że
był on tam zupełnie niepotrzebny. Podobnie, jak inni bohaterowie filmu, którzy zdawali
się nieco spłyceni i pozbawieni charakteru ? zwłaszcza rezolutna w poprzednich
częściach córka agenta-emeryta (grana przez Maggie Grace). Może spowodowała to
jej wewnętrzna bitwa o to, czy a przede wszystkim jak, przekazać ojcu wiadomość
o ciąży. W zasadzie wszelkie sceny bez udziału Liam Neesona można by wyciąć z
filmu i nie byłaby to wielka strata.
Powiedziałem sobie, że w filmie akcji nie liczy się fabuła i poboczni
bohaterowie, a jedynie czysta i nieskrępowana akcja, gdzie leje się krew, a
fragmenty ciał latają po całym ekranie. Niestety tu też nieco się zawiodłem. Po
pierwsze, z powodu załagodzenia scen walki, wynikającego z ograniczeń
wiekowych. Dynamikę akcji uzyskano przez absolutny standard we współczesnym
kinie akcji, czyli szybkie i krótkie ujęcia oraz rozedrganą kamerę. Tego typu
zabiegi niekorzystnie wpływają na mój odbiór filmu, czyniąc kadry zbyt
zaciemnionymi i niewyraźnymi. Ponadto, niektóre atrakcje przygotowane przez
twórców okazały się naprawdę absurdalne ? co również jest standardem w obecnym
kinie. Wszystko wybucha, a ludzie latają jak wystrzeleni z katapulty.
No dobrze, ale co w tym złego? Otóż absolutnie nic. Tak ma wyglądać
dobry film akcji! Dobry, czyli taki, przy którym czas płynie niepostrzeżenie i
nim się orientujemy już pojawiają się napisy końcowe. ?Uprowadzona 3? to dobry
film do spędzenia niezobowiązujących i rozluźniających dwóch godzin, ale tylko na
jeden raz. Z drugiej jednak strony, dobrze by było, gdyby Liam Neesona nas
więcej nie znalazł.
Artur Borowski