Jak mógłby wyglądać dobry przepis na komedię? Weź jednego, zgryźliwego człowieka, z problemami finansowymi, który pod szorstką powierzchownością ukrywa dobre serce. Potem dodaj do niego dziecko z rozbitej rodziny i szczyptę czarnego humoru. Myślę, że w ten oto właśnie sposób powstał film w reżyserii Theodore Melfi \”Mów mi Vincent\”.
Ostatnio w życiu Vincentowi (Bill Murray) niewiele się udaje, a on swoje już przetrwał i teraz chciałby po prostu żyć wygodnie – bez długów, za to w towarzystwie alkoholu, papierosów, wyścigów konnych i prostytutek. Wszystko jednak zmienia się, gdy pewnego dnia, do domu obok, wprowadza się Maggie (Melissa McCarthy) wraz z synem, Oliverem. Nie tylko niszczą mu płot, samochód i drzewo, ale również przypadkiem zmuszają go by został pełnoetatową nianią. Jak Vincent poradzi sobie w nowej roli i w którym momencie przestanie być ważne czerpanie z niej korzyści?
Film nakręcony został bez rozmachu, ale z pomysłem. Jest nie tylko zabawny, ale również ciekawy – ogląda się go z zainteresowaniem i przyjemnością. To historia życia kilku osób, które chociaż pochodzą z zupełnie odmiennych światów, zaczynają darzyć się przyjaźnią i wzajemnym wsparciem. Oprócz kilku chwil niewymuszonej rozrywki tytuł dostarczy także paru sympatycznych, wzruszających momentów. Poziom wulgarności i tematów tabu jest w ekranizacji zbliżony do tego w \”Pretty Woman\”, także myślę, że można do niego podejść na spokojnie – nawet w wypadku nieco młodszej publiczności.
Gra aktorska w filmie jest dobra i niewymuszona – trzyma poziom, ale nikt nie wybija się jakoś specjalnie. Reżyseria, scenariusz, wykonanie – to wszystko również zostało zrealizowane bez zarzutów, ale również i bez fajerwerków. \”Mów mi Vincent\” to jeden z bardziej zwyczajnych filmów jakie w życiu widziałam. Gdyby był książką, określiłabym go mianem \”czytadło\” – dostarcza kilku chwil przyjemnej rozrywki, ale później niezbyt długo pozostaje w pamięci. Ot taki \”morderca czasu\”.
Jeżeli masz ochotę na wzruszającą, ciepłą komedię, z elementami czarnego humoru i nie gorszą Cię występujące w filmie prostytutki, to \”Mów mi Vincent\” jest jak najbardziej wart Twojej uwagi. Dobra obsada aktorska i ciekawie zrealizowany pomysł dodatkowo przemawiają za tym tytułem. To produkcja bez wielkiego \”bum\”, ale z pewnością również ciężko się nią zawieść. Polecam – zwłaszcza miłośnikom kina familijnego, bo to film idealny dla nich.
Wiktoria Aleksandrowicz