Tęsknię za czasami, gdy w rodzinnym gronie przyswajałam
komedię za komedią; gdy studia filmoznawcze nie odcisnęły na mnie jeszcze
swojego piętna, gdy nie miałam na koncie setek, a właściwie tysięcy (właśnie
zauważyłam, że od jakiegoś czasu moją listę określa już dwójka przed kolejnymi
trzema cyframi, a nie jedynka) odbytych seansów; gdy słowa \”to już było\” rzadko
cisnęły mi się na usta, a techniczne niedociągnięcia pozostawały niezauważone.
Jeszcze kilka lat temu bowiem \”Dziewczyna warta grzechu\” mogłaby mi się wydać
filmem doskonałym, a tak pozostaje jedynie niezłym.
Arnold Albertson (Owen Wilson), reżyser teatralny, wiedzie
raczej dostatnie życie. Spełnia się zawodowo, ma piękną żonę (Kathryn Hahn) i
finansowe zaplecze. Jednak życie w rozjazdach kusi go swoimi możliwościami.
Podczas jednego z wypadów, gdy rodzina ma dojechać doń dzień później, zamawia
do hotelowego pokoju call girl o pseudonimie Iskra (Imogen Poots). Nie jest to
typowa usługa. Klient i prostytutka spędzają miły wieczór, jedząc wspólnie
kolację, spacerując i dopiero po tym wszystkim konsumując istotę ich spotkania.
Dla Iskry jest to dzień życiowej odmiany. Arnold postanawia bowiem pomóc
dziewczynie i oferuje jej trzydzieści tysięcy dolarów, jeżeli tylko obieca, że
skończy z karierą prostytutki. Decyzji call girl łatwo się domyśleć. Para
rozstaje się pewna, że to ich jedyne spotkanie. Tymczasem los ma dla
aspirującej do zawodu aktorki Iskry i Arnolda zupełnie inne plany. Wkrótce na
jaw wychodzi wiele nietypowych sekretów…
Zasadniczą zaletą produkcji w reżyserii Petera Bogdanovicha,
który zdecydował się powrócić do filmowego świata po czternastu latach, jest
fakt odmienności obrazu w obrębie swojego gatunku, a przynajmniej ostatnich
jego reprezentantów. To nie kolejna kloaczna komedia, a operująca inteligentnym
dowcipem rozrywka z bogactwem intertekstualnych nawiązań, składająca hołd kinu
lat 30. i pojęciu gwiazd tamtego okresu. Nie mam tu na myśli wariacji na
podobny temat, a wyraźną melancholię i tęsknotę za czasami minionymi.
\”Dziewczyna warta grzechu\” to typowa komedia omyłek, której
aspekt dowcipu zawiera się w przypadkach i zbiegach okoliczności. Trudno
powiedzieć, żeby były to gagi zupełnie świeże i wcześniej niewykorzystywane,
niemniej na całość spogląda się z przyjemnością. Widz na przemian trzyma za
bohaterów kciuki albo spogląda na ich poczynania przez palce – zawstydzony i
świadomy nadchodzących, niekoniecznie pozytywnych, wydarzeń.
Produkcję ubarwiają charakterystyczne postaci, z których
niemal każda reprezentuje inny rodzaj dziwności. Mamy nieempatyczną terapeutkę
i jej chłopaka, który z sobie tylko znanych powodów znosi kumulacje jej
kaprysów. Jest zakochany w żonie przyjaciela aktor i reżyser o ekscentrycznej
życiowej misji. Główna bohaterka także do typowych nie należy, reprezentując
diwę z lat 30. we współczesnych ciuchach.
Żadna jednak z wymienionych postaci, nawet najlepiej
nakreślona na papierze, nie wydałaby się zajmująca, gdyby nie dobrze dobrana
obsada aktorska. Owen doskonale sprawdza się w roli nieco zagubionego człowieka
sukcesu, a Aninston została stworzona, by grać pozbawione wrażliwości
psycholożki. Poots ma w sobie jakąś tajemnicę, coś na kształt intrygującej
zagadki nierozerwalnie złączonej z nutą szaleństwa. Trudno stwierdzić, czy jest
tylko dziwna, czy już lekko zbzikowana. To jednak sprawia, że chce się ten film
oglądać, szukając ostatecznych odpowiedzi i śmiejąc się z nieszablonowości.
Śmiech śmiechem, aktorzy aktorami, ale mimo wszystko brak
nowatorskiego podejścia – nawet pomimo oderwania się od kloacznego dowcipu ?
sprawia, że film trudno uznać za lepszy niż niezły. W teorii Bogdanovich miał
szansę \”Dziewczyną wartą grzechu\” powrócić z przytupem, a ostatecznie było to
skromne wejście z klasą. Obraz warto jednak zobaczyć, zwłaszcza, że
inteligentny humor to ostatnio rzecz deficytowa.