Szanowny graczu. Jeśli wszedłeś w posiadanie gry “A Vampyre Story”, to zanim włożysz ją do napędu i rozpoczniesz proces instalacji, musiasz wiedzieć dwie rzeczy. Po pierwsze primo – to co zobaczysz to efekt sześcioletniej pracy nad pomysłem, który zrodził się w głowie Billa Tillera w połowie lat 90., po drugie primo – to zaledwie pierwsza część większej całości, planowanej na przynajmniej cztery odsłony.
Idea gry osadzonej w alternatywnej rzeczywistości końca XIX wieku wpadła Billowi do głowy gdzieś w połowie lat 90. Najtęższe umysły nie zdołały rozgryźć czy w pierwszej, czy może w drugiej połowie. Ta atmosfera tajemniczości towarzyszyła zresztą wampirzej opowieści aż do momentu premiery… Oczywiście jaja sobie robię, ale przyznać musicie, że wprowadzanie w życie pomysłu sprzed lat nastu, w zgodzie z przestarzałymi rozwiązaniami technologicznymi, utopić może nawet najlepszy produkt.
Tymczasem nie jest aż tak źle…
Na Paryskim Instytucie Sztuk Operowych kształci się Mona De Lafitte, niewiasta romarzona w scenie i arystokratycznym życiu. Uroda i determinacja młodej artystki jest tak wielka, że zwraca uwagę Shrowdy’ego Von Kiefera – wampira z pobliskiego zamku w Draxsylvanii, który zaczyna smalić do niej cholewki. Niestety liczne obietnice lepszego życia i drogie prezenty nie przekonują Mony do zdesperowanego absztyfikanta. Ten postanawia zahipnotyzować i porwać niewiastę, zamieniając ją przy okazji w wapirzycę.
I tutaj zaczyna się gra, bowiem ucieczka z zaczarowanego zamku Von Kiefera do świata ludzi jest głównym jej motywem. Naszym zadaniem jest pomoc Monie w poszukiwaniu rozwiązań napotkanych przeszkód i problemów, powolne odkrywanie nabytych po przemiania nadnaturalnych zdolności i torowanie drogi do sławy. Po drodze napotkamy niejedną istotę, która oczekuje naszej pomocy oraz moc mniej lub bardziej zagmatwanych zagadek.
Sterowanie zastosowane w “A Vampyre Story” jest klasyczne i intuicyjne. Wszystko obsługujemy myszką, a na dole ekranu znajduje się menu kontekstowych czynności dostępnych po kliknięciu napotkanego przedmiotu. Dość ciekawie rozwiązano także przenoszenie przez Monę ekwipunku, który przechowywany jest w… trumnie.
Zagadki z jakimi przychodzi nam się zmierzyć nie są szczególnie trudne. Musimy nieco się nałazić, czasem przemieszczając się przez te same lokacje (co może znudzić bardziej niecierpliwego gracza) i nagadać (dopełnieniem rozwiązania każdej łamigłówki jest konieczność pogadania o niej z odpowiednią osobą), na szczęście jednak twórcy zaopatrzyli grę w magiczną opcję przyspieszania.
Lokacje stanowią ręcznie rysowane grafiki wspomagane animowanymi efektami specjalnymi i pogodowymi. Całość utrzymano w mroczno-krwistych barwach, co nadaje grze specyficzny, choć męczący na dłuższą metę klimat. Bohaterowie na szczęście to trójwymiarowe modele, które choć zaprojektowane z karykaturalno – komiksową manierą, to jednak ze szczególną dbałością o detale. Niestety, o ile w rozgrywce jakoś możemy przyzwyczaić się do grafiki, to jej jakość mocno razi w oczy w trakcie przerywników filmowych. Oczekujemy wtedy małego arcydzieła, tymczasem dostajemy denerwujące animacje nagrane przy wykorzystaniu jakichś przestarzałych technologii.
Na szczęście do muzyki nie można się mocno przyczepić, ale nie ma się czemu dziwić – jej autorem jest portugalski kompozytor Pedro Macedo Camacho, pracujący wcześniej przy Sacred 2 i Audiosurf.
Ogólnie A Vampyre Story jest produktem średnim, przeznaczonym dla początkujących miłośników przygodówek, lub fanów tytułów z poprzedniego wieku. Gra ma wiele mankamentów, najbardziej jednak wkurza krótki czas gry, niejasne zakończenie, a raczej jego brak i nie najlepsze rozwiązania technologiczne. Czy zostanie to poprawione w kolejnej części – zobaczymy. Mam nadzieję, że na efekty nie będziemy musieli czekać kolejnych sześciu lat, bo pomysł ma naprawdę wielki potencjał.