Dobrze pamiętam dzień, gdy po raz pierwszy usłyszałem ich w programie “Mam Talent!”. Audiofeels wprowadzili nową modę w szeroko rozumianą muzykę popularną. Oni potrafią wyjść na scenę i używając jedynie naturalnego instrumentu – głosu – wydobyć z siebie takie dźwięki, że razem tworzą miłą dla ucha symfonię. Drugi krążek kontynuuje tę magiczną przygodę Audiofeels.
Wydawnictwo zawiera dwa krążki. Pierwszy to własne, oryginalne dokonania artystów. Drugi zaś zawiera covery znanych i lubianych przebojów.
Skupiając się na pierwszym krążku, łatwo zauważyć pewną swobodę w ich wykonaniu. Świeżość, jakiej brak wielu artystom. Ich styl, jak sami go nazywają “Vocal play”, opiera się na głosie i tylko za pomocą strun głosowych tworzą muzykę. W komponowaniu pomaga im fakt, że jest ich w zespole aż ośmiu, każdy odpowiedzialny za inny element. Osobno brzmią dobrze, razem – fenomenalnie na skalę ogólnokrajową. Audiofeels pokazują, że i taka muzyka może mieć swoich odbiorców oraz, że wcale nie brzmi gorzej
od prawdziwych instrumentów.
Choć mam wrażenie, że na płycie podpierają się też klawiszami, perkusją itp., to tak naprawdę jedynie złudzenie. Panowie wykonują bardzo dobrą robotę. Ich muzyka może porywać. Poznaniacy postanowili popłynąć falą popularności grupy “Afromental” i także nagrywać głównie piosenki po angielsku. Zabieg rewelacyjny, bo obcojęzyczne kawałki brzmią ciekawiej niż te dwa w naszym ojczystym języku.
“Side A” zawiera dużą różnorodność – od ballad typu “You came close” z charakterystycznym wokalem i wejściami w refren po niecodzienne aranżacje typu “On the edge”. Za słabe mogę wskazać “Still”, którego przerywane dźwięki, jak i przedłużający się wokal mogą drażnić ucho oraz bardzo podobne”I found a place”. Jednak jako całość dobrze do siebie pasują i stanowią spójną kompozycję o ciekawym, poruszającym brzmieniu.
A co znajdziemy na “Side F”? Charyzmatyczną wersję “Kiss from a rose”, prawie jak oryginał “What goes around comes around” oraz dość zabawny cover “Bittersweet symphony”. Szczerze mówiąc, bardziej trafił do mnie drugi krążek, na którym chłopacy pokazali nie tylko dobrą warstwę głosową, ale znaleźli harmonię pomiędzy wierną przeróbką, a autorskim coverem. Wyszło tak, że niektórzy mogli by pomylić je z pierwowzorami, ale gdzieś tam zawsze brzmią charakterystyczne dźwięki Audiofeels.
Chłopacy piszą o sobie, że “są pasjonatami ludzkiego głosu”, co wyraźnie słychać w ich twórczości. Jestem ciekaw, kiedy dobrną do granicy możliwości strun głosowych. Czy w ogóle taka granica istnieje? Audiofeels póki co pokazuje, że nie. Dźwięki ze znanych utworów, jak i własnego pomysłu wychodzą im bardzo dobrze. Taki świeży powiew w nurcie muzyki popularnej przyda się.
“Jeśli słuchając tej płyty z zamkniętymi oczami wyobrażasz sobie wokalistę śpiewającego tylko dla Ciebie, a za jego plecami perkusistę, basistę czy gitarzystę, to to właśnie oznacza VocalPlay”.
Ja to czułem…
Marek Generowicz