Od dawna nie przeczytałam już tak ciekawej i przygodowej książki dla młodzieży. Choć twierdzę, że i dorosły czytelnik znajdzie w niej coś dla siebie, “Wrota” Johna Connolle’go ujęły mnie od początku do końca.
Samuel Johnson to jedenastoletni chłopiec, ciekawy świata, niesamowicie dociekliwy i pełen wewnętrznej pasji. Mieszka w małym miasteczku wraz z matką, gdyż ojciec opuścił ich kilka miesięcy wcześniej. Nikt z mieszkańców, na czele z pastorem, nie lubi stawać z nim do dyskusji twierdząc,iżjest albo dzieckiem genialnym albo irytującym, a pytania, jakie zadaje są nad podziw dorosłe. Samuel jednak się tym nie przejmuje, tworząc w głowie co rusz nowe pomysły, które chciałby wcielić w życie.
Historia rozpoczyna się pewnego dnia, tuż przed Halloween. Samuel chcąc przyśpieszyć owe święto, przebiera się i chodzi po sąsiadach w poszukiwaniu smakołyków. Towarzyszy mu w tym nieodłączny przyjaciel, pies Boswell. Chłopiec trafia do domu pana Abernathy’ego, nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie tajemnicze zgromadzenie, które miało miejsce w piwnicy owego człowieka (pana). Otóż Abernathy wraz z żoną i sąsiadami przywołali przez tajemnicze wrota demony, które zamieszkały w ich ciele, a Samuel był tego świadkiem. W tym samym czasie coś dzieje się w Wielkim Zderzaczu Hadronów. Okazuje się, że złe duchy chcą opanować ziemię, sprowadzając tutaj Jego Złowrogość wraz z poplecznikami, mającymi pozbyć się ludzkości. Na drodze stoi im mały chłopiec, za dużo widzący i za dużo rozumiejący. Co się stanie? Czy Samuelowi uda się uratować świat?
Książka jest niesamowita, łączy w sobie nie tylko wątki fantastyczne czy z pogranicza horroru, ale umiejętnie wplata w fabułę naukę. Mogłoby się wydawać, że to ostatnie powinno raczej odstraszać. W końcu książki czytamy po to, by się rozerwać, zatopić w nieznanym świeci. Jednak we “Wrotach” motyw nauki jest zdystansowany i poprowadzony w sposób, który nie zanudza czytelnika, wręcz przeciwnie, sprawia, że jesteśmy w stanie zrozumieć wszystko, co się dzieje, zastanawiając się nawet czy to wszystko jest w ogóle możliwe.
Ciekawym zabiegiem w książce są przypisy. Narrator komentuje akcję, wtrąca swoje trzy grosze i co najlepsze – objaśnia w odsyłaczach wszystko, czego moglibyśmy nie wiedzieć. Z początku przeskakiwanie z góry strony na dół może być męczące, ale treść jest w stanie zrekompensować nam to.
Postać głównego bohatera, Samuela, jest niesamowicie ciekawa. Młody chłopiec, wychowywany przez matkę, z głową pełną pomysłów i nieodłącznym psim przyjacielem od razu wzbudza sympatię. Bardzo ujęły mnie jego rozmowy z różnymi demonami i to, jak szybko, potrafił trafić w ich czułe punkty.
“Wrota” czyta się szybko i przyjemnie. Wciągają z wielką mocą i niepozwalaną oderwać się od kartek. Ta opowieść świetnie sprawdzi się w dłoniach młodych czytelników, ale także starszych, bo nie jest to tylko historia o dziecku ratującym ludzkość. Przygody Samuela zabierają nas ponownie w świat, który niektórzy z nas już dawno zapomnieli – świat dzieciństwa. Znowu możemy poczuć ten dreszczyk emocji, zastrzyk adrenaliny i przeżyć przygody, które na co dzień nie mają racji bytu.
Czym są więc “Wrota”? Z pewnością opowieścią zabawną i straszną, skłaniającą do myślenia i odprężającą, wypełnioną fizyką i humorem. Jestem pewna, że nikt z was nie będzie się przy niej nudził.
Kornelia Romanowska