Początek
nowego roku upłynął pod znakiem długo wyczekiwanej premiery
trzeciego tomu, nowego wydania Królów
przeklętych, piękny
tom w głębokim fiolecie, hipnotyzował książkoholików od dawna,
sprawiał, że gryźli palce, bo było za późno na wyżebranie tego
tomu jako prezent na święta. Tak, zdecydowanie, tegoroczny blue
Monday był
sponsorowany przez Maurice Druona. Ja akurat miałam szczęście i
dzień przed premierą mogłam sobie macać, głaskać tę ślicznie
wydaną książkę. Odkładałam tę lekturę nieco w czasie, bo
trochę szkoda się żegnać z tym światem, ale kto zabroni mi
powtórek.
Trzeci,
finałowy tom zawiera w sobie dwie ostatnie części kultowej sagi.
Ponad pięćset stron. Te nowe wydania, lepiej pokazują tę epickość
niż wcześniejsze małe książeczki.
Tom
szósty: Lew i lilie
opowiada o sytuacji po śmierci ostatniego syna przeklętego przez
Mistrza Templariuszy. Francja może pogrążyć się w chaosie
bezkrólewia, więc obowiązek znalezienia nowego króla spoczywa na
parach. Na tron zostaje wyniesiony Filip VI Walezjusz. Czy to oznacza
koniec klątwy?
Następnie
przechodzimy płynnie do tomu siódmego, czyli epicki finał Kiedy
król gubi swój kraj,
okazuje się że nowa dynastia nie rozwiązała problemu z klątwą.
Konflikt z Anglią narasta, dżuma zbiera swoje krwawe, strasznie
żniwo, ludzie narzekają na podatki, ale w państwie z tyloma
problemami skarbiec jest jak studnia bez dna.
Królowie
przeklęci to seria,
która obecnie przeżywa swoją drugą młodość. Nowe,
bibliofilskie wydanie kusi. Chociaż jest tylko klejone a nie szyte,
moje drobiazgowe oględziny dowodzą, że spokojnie wytrzymają lata
intensywnego użytkowania. Pięknie się prezentują na półce.
Stare wydanie było ciężko osiągalne, a ja już zaczęłam się
obawiać, że zostanę na łyso z pierwszym tomem. No i umówmy się,
nawet klasyka potrzebuje reklamy, nowe wydanie zaś rozreklamowało
idealnie. Oczywiście pytanie ile osób kupi i przeczyta, a nie
odłoży na półkę na kilkuletnie nabieranie mocy urzędowej? Nie
docinam, sama często tak robię. Jeśli Ty o zacny czytelniku masz
taki zamiar: napominam ? nie rób tak. Warto poczytać!
Ta
seria to historia opowiedziana w nowy sposób, nie przypomina
średniowiecznego ględzenia, bełkotu historyka, przypomina
pełnokrwisty film, który ogląda się jednym tchem. W taki
sensacyjny, przygodowy sposób, naszą polską historię opowiada
Elżbieta Cherezińska. Moim zdaniem, takie książki są doskonałym
sposobem, żeby pokazać, że historia nie musi być nudna!
Bardzo
polecam, czyta się jednym tchem i z wypiekami na policzkach. Ktoś
może mieć zastrzeżenia do ceny, bo jednak cena kompletu to około
150 zł, ale jednak za siedem odrębnych opowieści, czyli
dwadzieścia złotych z groszem za tom. A i na Internecie można
wyczaić zacniejsze promocje. Ja polecam znalezienie okazji, aby
zrobić sobie prezent, np. pierwsza środa tygodnia – brzmi super.
Poczytajcie
i dajcie się porwać historii. Nie będziecie żałować!!
Katarzyna Mastalerczyk