Kiedyś
 pisałam, że autor horrorów nie ma łatwego zajęcia. Podobnie jest
 z twórcami thrillerów. Wywołać napięcie samymi słowami potrafią
 jedynie nieliczni. Udało się to na przykład Sebastianowi Fitzkowi. \”Pasażer 23\”, to był strzał w dziesiątkę, miał wszystko to,
 co powinien zawierać thriller. Napięcie, akcję, przekonujących
 bohaterów, intrygującą tajemnicę. Na książce, którą opisuje,
 znajduje się rekomendacja wyżej wymienionego pisarza.
Gabriel
 w wieku jedenastu lat przeżył koszmar. Jego rodzice zostali
 zamordowani, a dom spłonął. Do tego przedtem zobaczył coś, czego
 nie powinien. Wyparł je z podświadomości, ale te wspomnienia i
 obrazy czają się w mroku…
Około
 trzydzieści lat później, bohater prowadzi dość monotonne życie.
 Jego cały dzień wypełnia praca, właściwie w niej mieszka. Nie ma
 żony, własnego mieszkania, hobby, znajomych. Ciąża kobiety, z
 którą się spotyka, zmienia nastawienie mężczyzny. Postanawia
 wziąć odpowiedzialność za dziecko i zamieszkać z Liz. Gabriel
 się miota i nie może zdecydować, czy tego naprawdę chce. Gdy
 kobieta zostaje porwana, podejmuje zdecydowane kroki, aby ją
 odnaleźć.
Czytając
 prolog i pierwsze rozdziały, byłam dobrej myśli. Autor umie
 przyciągnąć czytelnika i zbudować napięcie. Byłam bardzo
 ciekawa, co to za zagadka, gdzie się podziała Liz, co takiego się
 kryje w willi, którą Gabriel sprawdzał, i tak dalej i tak dalej.
 Powiem szczerze, że nie mogłam się oderwać.
Akcję
 widzimy z perspektywy kilku bohaterów: Liz, Gabriela oraz Davida
 (jego brata). Kreacje bohaterów całkiem mi się podobają. Myślę,
 że nie są na mistrzowskim poziomie, ale napisane są dość dobrze,
 większość zyskała moją sympatię i nawet im kibicowałam.
Tak
 było niestety na początku. Pierwszy zgrzyt, choć niewielki,
 zdarzył się podczas samotnego spaceru Liz w ciemnym parku. Z tego,
 co wywnioskowałam, nie jest on zbyt bezpieczny, ale rozumiem.
 Kłótnia z facetem, chciała się przewietrzyć. Każdy robi coś, co
 po przemyśleniu mogło być niebezpieczne.
Inaczej
 już wygląda kontakt z niemieckimi i szwajcarskimi policjantami.
 Miałam wrażenie, że są chamscy i nieskończenie głupi.
 Profesjonalizmu u nich widać nie było. Wyobraźcie sobie, co
 robicie, w momencie, gdy przychodzi do Was przerażona, kobieta w
 ciąży? Na bank jej nie wierzycie i komentujecie jej wygląd oraz
 inteligencję. Do tego przerażała mnie wręcz ich nieporadność.
 Nie będę się rozpisywać tutaj, aby nie zdradzić fabuły, ale mam
 wrażenie, że średnio rozwinięty siedmiolatek potrafiłby
 wyprowadzić ich w pole.
Bohaterowie
 stali się również niezbyt rozgarnięci. Ich zachowania były
 lekkomyślne i ryzykowne. Tutaj oskarżycielski paluch wyciągam w
 stronę Liz. Dwa razy potrzebowała pomocy lekarskiej i o nią się
 nie postarała. Za drugim razem myślę, że w następstwie pewnych
 zdarzeń życie jej i dziecka było zagrożone, co więcej, nie mam
 pojęcia, jak ona mogła chodzić z takimi obrażeniami! Mnie boli
 sama myśl, a ona sobie po prostu poszła spać. Oczywiście już
 Daniela tak nie oskarżam. Dla chorego psychicznie człowieka mam
 większą tolerancję.
Jak
 pisałam na początku, akcja mnie wciągnęła, napięcie trzymała
 mnie w swoich szponach. Po paru rozdziałach zaczęłam widzieć
 sporą nielogiczność w postępowaniu niemal wszystkich bohaterów,
 nawet pobocznych. Powiem szczerze, że to spowodowało to spadek
 mojego zainteresowania. Złapałam się nawet, że nie myślałam o
 wyjaśnieniu zagadki, a o tym, co kto znów \”odwali\”. Miałam
 wrażenie, że autor nie umiał podtrzymać napięcie w dalszych
 rozdziałach. Często ono znikało, albo nie pojawiało się w
 odpowiednich momentach.
Słówko
 o zakończeniu. Muszę o tym powiedzieć, choć zdradzać fabuły nie
 chcę. Autor wykorzystał tutaj oklepany motyw, gdy czarny bohater po
 prostu się wygaduje, czując przewagę nad przeciwnikami. Nie
 przeszkadza mi sama sytuacja tak bardzo, po prostu to trwa za długo
 moim zdaniem. Wiecie, facet gada i gada, ja tylko przewracam
 elektroniczne strony, a całe napięcie kulminacyjnego momentu umyka
 i przemienia się w znudzenie. Znacznie lepszą metodą byłoby
 wciągnięcie w sprawę policjanta i powolne odkrywane tajemnicy. Nie ma nic gorszego niż podawanie rozwiązania na tacy. Przynajmniej dla
 mnie. Niestety powiedzieć nic więcej nie mogę, a tutaj mogłabym
 się rozpisać. Większość moich zarzutów dotyczy zakończenia i
 kluczowych momentów powieści. Wiecie, jak to boli?
Podsumowując,
 napiszę, że miałam ogromne oczekiwania względem tej pozycji.
 Nazwisko autora \”Pasażera 23\” na okładce oraz początek
 powieści kazały mi myśleć, że mam przed sobą coś naprawdę
 dobrego. Marc Raabe miał świetny pomysł na fabułę, widać, że
 umie pisać, ale rozwinięcie i zakończenie historii kompletnie mu
 nie wyszło. Czy komuś przypadnie do gustu \”Kamerzysta\”? Kto
 wie? Sądzę, iż są takie osoby, niestety nie jest to powieść w
 moim stylu.
 
  
 
 
 
