Prawie dwa lata po swojej światowej premierze i w czasie, kiedy wszyscy z niecierpliwością oczekują części trzeciej, ja postanowiłem zagrać w najlepiej sprzedającą się grę akcji na świecie, czyli Call of Duty: Modern Warfare 2. Dlaczego aż tak długo zwlekałem? Odpowiedz jest niebywale prosta, mianowicie do tej pory zagrywałem się w Call of Duty 4: Modern Warfare. Pierwsza część stanowiła dla mnie niesamowity postęp w dziedzinie wojennych gier i ciężko mi było wyobrazić sobie coś lepszego. A jednak część druga jest jeszcze lepsza a akcja i hollywoodzki rozmach wylewają się z monitora niczym pewien słodki napój z butelki potraktowany mentosem. Za część szóstą gry odpowiedzialni są ci sami ludzie, co stworzyli czwórkę, a więc mistrzowie z Infinity Ward. Gra rozpoczyna się w pięć lat po wydarzeniach z części czwartej. O samej fabule nie będę za wiele opowiadał, aby nie odbierać przyjemności z odkrywania zawiłych atrakcji jakie zaserwowali nam twórcy. Powiem tylko, że spotkamy “starych dobrych znajomych”, jak “Soap”, ale też wcielimy się w zupełnie nowe postacie, odwiedzając przy tym egzotyczną Brazylię, “gorącą” Kamczatkę i senny Waszyngton. Ogólnie będzie się działo i to szybko, bardzo szybko. Grafika w grze, jak na moje oko, niewiele się zmieniła w porównaniu z poprzedniczką (czyli Call of Duty 4), choć ja grałem na średnich detalach, w raczej niższej rozdzielczości (co mi przypomina, że czas zainwestować w lepszy sprzęt). Więcej szczegółów, większe mapy i więcej wybuchów w połączeniu z dobrą optymalizacją kodu, zapewnia płynność tej produkcji nawet na starszych komputerach. Moim skromnym zdaniem grafika jest w sam raz. Ale za to muzyka po prostu wgniata gracza w fotel, czy też krzesło lub taboret. I nic w tym dziwnego, w końcu odpowiedzialny jest za nią ten sam pan, co tworzył ścieżkę dźwiękową do Piratów z Karaibów, czyli Hans Zimmer. Porywające utwory doskonale budują klimat gry. Bardzo się cieszę, że polscy wydawcy zdecydowali się na kinową wersję polonizacji, bo nie wyobrażam sobie, aby wąsaty Captain Price mówił głosem np. Lindy. Polacy jednak poszli na łatwiznę i nie przyłożyli się do tłumaczenia, a także pominęli niektóre kwestie, ale co tam i tak jest spoko.
Na poziomie normalnym gra zapewnia nam do 10 godzin zabawy, oczywiście jeśli nie będziemy się za bardzo śpieszyć i za często umierać. Mało? Może, ale przez cały czas na ekranie coś się dzieje. Tu świszczy, tam wybucha, co jakiś czas walczymy z czasem – nie ma lipy, nie ma nudy. Czasami jednak to wszystko jest zbyt pompatyczne, zbyt amerykańskie, momentami miałem wrażenie, że słucham jakiejś reklamówki armii USA. MW2 jest grą zwalniającą gracza od myślenia, pozostawiając strzelanie, wysadzanie, bieganie a więc ogólnie walkę. Gra mimo swoich dużych map prowadzi nas za rączkę przez kolejne fale przeciwników. Wszystko jest oskryptowane i powtarzalne a czasami fizyka gry się wykrzacza (leżące w powietrzu ciała). Na ekranie jednak dzieje się tak wiele, tak głośno i wybuchowo, że twórcom udało się ukryć te niewielkie niedociągnięcia, a tryb dla pojedynczego gracza nikomu nie pozwoli się oderwać od gry, aż na ekranie nie pokażą się napisy końcowe. Wewnątrz, gdzieś w środku, gracz czuje takie dziwne coś – to chyba niedosyt. Najwyższy poziom trudności jest chyba dla absolutnych maniaków gry i można go opisać słowami – śmierć z nikąd i gracze o słabszy nerwach mogą zejść na wylew lub zawał z powodu wielokrotnego powtarzania tych samych etapów. Aby przedłużyć żywotność tytułu Infinity Ward dodało zestaw bardzo ciekawych wyzwań również w trybie współpracy.
O sukcesie Call of Duty 4: Modern Warfare nie zadecydowała kampania, ale gra wieloosobowa. Szósta część wprowadza niewielkie, podkreślam słowo niewielkie, zmiany w porównaniu do swojego mentalnego poprzednika i serwuje to lepiej doprawione. Otóż dalej mamy tu klasy postaci, możliwość tworzenia własnych, awanse a wraz z nim odblokowywanie broni, umiejętności, a serie pokonanych wrogów pozwalają nam wzywać wsparcie z powietrza. Mapy są bardziej rozbudowane i jest ich znacznie więcej. Rozgrywka w sieci jest znacznym wyzwaniem, bo czasami giniemy bez wyraźnego powodu, a trafienie w ?żywego przeciwnika? często graniczy z cudem. Gwarantuje każdemu, że pokocha wieloosobową rozgrywkę i nie będzie mógł się od niej oderwać przez wiele godzin, ba nawet wiele dni czy też miesięcy.
Ponieważ chcę wrócić jak najszybciej do rozgrywek sieciowych w Calu 6, przejdę teraz do podsumowania. Call of Duty: Modern Warfare 2 nie jest taką rewolucją jak część czwarta, bo po co zmieniać to co jest niemal doskonałe? Twórcy poprawili tu i ówdzie, tam odjęli, tu dodali a tym, co nam zaoferowali, można by obdzielić co najmniej kilka wysokobudżetowych filmów. Mało tego, dzięki wyśmienitemu multi gra pozostanie na moim komputerze na długie miesiące. Wadą, że tak powiem skazą na tym dziele, jest steam. Jestem wielkim przeciwnikiem tego typu zabiegów ze strony wydawców, ale chyba będę się musiał do tego przyzwyczaić – w końcu piractwo i inne takie. Osobiście jestem wielkim fanem serii i w tą część gra mi się wyśmienicie. Szczerze powiedziawszy, czego bym nie napisał, jakich pięknych poetyckich porównań bym nie użył, to i tak nie odda to w pełni tego, co ta gra oferuje – to trzeba zobaczyć na własne oczy i poczuć na własnej skórze. Ja osobiście polecam i wracam na pole walki. Do zobaczenia w rozgrywkach sieciowych.
Artur Borowski