Życie w tym mieście cierni to zarówno duchowa, jak i fizyczna pułapka, bo myśl krąży tu nieustannie między nierealnymi marzeniami a koszmarną realnością. Krótko mówiąc, trafiają tu wyłącznie kompletni straceńcy.
Według danych z kwietnia 2017 roku Dadaab to drugi pod względem wielkości obóz dla uchodźców na świecie. Założony w 1992 roku na terenie Kenii przez ONZ, miał być schronieniem dla uciekinierów z ogarniętej wojną domową Somalii, zmuszonych do opuszczenia kraju z powodu nędzy, głodu, a w końcu przez terrorystów z radykalnego, islamskiego ugrupowania Asz-Szabab.
Uchodźców jest dziś więcej niż kiedykolwiek, jednak świat odwrócił się od nich plecami. Nasze mity i religie pełne są opowieści o wygnańcach, ale tym, którzy są ich żywą egzemplifikacją, odmawiamy pełni człowieczeństwa.
Ben Rawlence, dziennikarz i wieloletni współpracownik Human Rights Watch, spędził w Dadaab kilka lat, poznając jego mieszkańców i wstrząsające warunki, w jakich przyszło im żyć. Miasto cierni to nie tylko próba pokazania światu, jak wygląda rzeczywistość życia w obozie z ich perspektywy, to również obraz patologii systemu, który wytworzył się na przestrzeni lat. To właśnie te wypaczenia sprawiają, że obóz nie tylko nie spełnia swojej podstawowej funkcji, a pomoc przekazywana jego mieszkańcom przez bogate zachodnie kraje jest tak naprawdę niedźwiedzią przysługą, która wcale nie prowadzi do poprawy sytuacji.
Miasto cierni to zebrane historie kilkorga osób, które trafiły do Dadaab w różnych okolicznościach i z różnych powodów. Jest wśród nich mężczyzna, który siłą wcielony do Asz-Szabab jako nastolatek, uciekł i wolał życie w obozie niż dalszą walkę u boku fanatyków. Jest młoda dziewczyna, dla której pobyt w obozie stał się okazją do nauki i podjęcia pracy. Jest i chłopak, który się tu urodził i wychował, dlatego jest to jedyna rzeczywistość, jaką zna. Ich historie przeplatają się, a czasem łączą się ze sobą, tworząc barwną, ale i przejmującą opowieść o walce o każdy kolejny dzień. Walce z głodem i terrorystami z jednej strony, a skorumpowanymi policjantami i urzędnikami z drugiej.
Autor obnaża wynaturzenia systemu, który sprawia, że wraz z przybyciem do obozu uchodźcy trafiają w pułapkę, z której nie ma bezpiecznego wyjścia. W ojczystej Somalii czeka ich wojna domowa i zagrożenie ze strony terrorystów. Ci, którym udaje się przedostać – nawet legalnie – do Kenii, są nieustannie narażeni na szykany i ataki ze strony miejscowej policji, która na straży prawa stoi jedynie na oficjalnym papierze. Setki tysięcy czeka zaś rzeczywistość obozowa, gdzie panuje głód, brud i nędza, gdzie brakuje podstawowych artykułów, a zgodnie z panującym prawem przebywający tam ludzie nie mają prawa do podjęcia pracy, mimo że zdecydowana większość tylko czeka na taką możliwość. Gdzie przemoc eskaluje do tego stopnia, że wolontariusze z Europy i USA regularnie bunkrują się w swoich placówkach, a na teren obozu wyjeżdżają tylko pod eskortą uzbrojonego oddziału i to jedynie w warunkach panującego względnego spokoju. Gdzie mimo wszystko rodzą się dzieci i wychowują kolejne pokolenia.
Reportaż Rawlence?a to z jednej strony krytyka polityki Zachodu i działań ONZ, które w imię udzielanej pomocy, nie działają wcale na korzyść znajdujących się w Dadaab (a także wielu innych obozów) uchodźców, a jedynie dalej nakręcają błędne koło, na którego zatrzymanie nie widać póki co szans. Jednocześnie, nie jest to ckliwy obraz przedstawiający uciśnionych uchodźców, o jaki łatwo w takiej sytuacji. To obraz wypełniony skalą szarości, z którego wyłaniają się historie tak różnych postaw, jak różni bywają sami ludzie. Jest on na tyle skomplikowany, że niemożliwy do jednoznacznej oceny, z pewnością jednak dający mocno do myślenia i zrewidowania poglądów na tzw. pomoc humanitarną wysyłaną do Afryki.
Lektura Miasta cierni nie jest łatwa, ani przyjemna, jest za to potrzebna, zwłaszcza w kontekście obecnej sytuacji w Europie i na świecie. Z pewnością pozwoli spojrzeć w nowy sposób na temat uchodźców i konfliktów zbrojnych w krajach Trzeciego Świata oraz sposobu przedstawiania ich w mainstreamowych mediach. Serdecznie polecam!
Katarzyna Abramova