Porzuć swój strach.
Do sięgnięcia po książki \”Najgorsze dopiero nadejdzie\” i \”Porzuć swój strach\” Roberta Małeckiego, zachęciły mnie przede wszystkim okładki. Spotykałam się z różnymi powieściami tego wydawnictwa: były lepsze i gorsze, ale oprawa graficzna, zawsze na najlepszym poziomie. Opis wydawcy tylko mnie utwierdził w przekonaniu, że czeka mnie rozrywka na wysokim poziomie. Z tym że ja oczywiście zamówiłam najpierw tom drugi, nieświadoma tego faktu.
Dobra, kto czytał poprzedni wpis, ten wie, jak bardzo debiut autora mnie się nie podobał. Tragedii też nie było, więc może teraz będzie lepiej? Jedna książka autora nie czyni, więc wzięłam się za drugi tom. Niestety…
Wpis zdradza wydarzenia nieistotne dla intrygi. Zawiera również wulgaryzmy.
Rzecz dzieje się trzy lata po wydarzeniach w poprzednim tomie. Oczywiście chodzi o większość wydarzeń. Bo co do niektórych nie mamy pewności. Wracając, Marek razem z bohaterami poprzedniej części prowadzi całkiem nieźle prosperujący tygodnik. Oczywiście w przeciwieństwie do dawnej pracy protagonisty, tutaj nie ma miejsca na miałkie tematy. Pewnego dnia Bener otrzymuje zlecenie odnalezienia dziewczyny, którą widział rano.
Marek Bener i kobiety.
Tutaj gładko można przejść do tego, co mnie najbardziej wkurzało w poprzedniej części i irytuje w tej. Scenka rodzajowa: dzwoni do bohatera zrozpaczony ojciec, z prośbą o pomoc. Zaginęła mu córka. Marek wszak powinien rozumieć sytuację rozmówcy, sam od sześciu lat szuka swojej żony. A co robił bohater? Patrzył się na tyłek kobiety, która przyszła na rozmowę o pracę. Tak się zagapił, że kompletnie nie słucha mężczyzny po drugiej stronie słuchawki.
Ale to nie koniec. Abyśmy nie mieli wątpliwości, jak bohater jest profesjonalny, chwilę później otrzymujemy powtórkę z sytuacji z dekoltem zrozpaczonej matki w roli głównej. Tak Marek się z nią prześpi, ale to jest tak mało istotny szczegół, że, ani nie wpływa w żaden sposób na fabułę, ani nie otrzymujemy opisu tego wydarzenia. Co jest interesujące, skoro czytelnik co rusz jest zmuszony ?wyczytywać? o fantazjach seksualnych bohatera, a w klubie… a nie do tego jeszcze przejdziemy.
Nawet współpracownicy się oberwie i czytelnik jest zmuszony do czytania wynurzeń postaci o tym, co jej bose nogi mogły zrobić z jego \”fiutem\”. To był zwrot użyty w książce.
Język powieści.
Jakże pięknie przeszliśmy do następnego punktu zrzędzenia. Język. Rzadko zwracam uwagę na język, którego używa autor, czy używa wulgaryzmów, czy mowy potocznej, szczególnie w dialogach. Z reguły pasuje on do całości. Ale nie tutaj. Nie wiem, czemu irytuje mnie to dopiero teraz. Wcześniej nie zwracałam na to uwagi? Poprzednia korektorka lepiej się spisała? Czy może autor zwyczajnie popłynął?
Pierwszą rzeczą, do której muszę się przyczepić, jest słowo \”pogłośnić\”. Na litość wszystkiego, co żyje! Pogłośnić? Ja rozumiem raz, czy dwa w dialogach, ale nie co najmniej cztery razy w narracji! Kto używa mowy potocznej w narracji trzecioosobowej? I czy nie lepiej napisać \”zwymiotował\” zamiast \”puścił pawia\”?
Co z tymi wulgaryzmami? Konieczne było użycie takich słów jak wspomniany wcześniej \”fiut\”, \”kutas\”, \”jebaną mordą\”, czy \”rzygowin\”? O fantazjach erotycznych głównego bohatera wspomniałam, o wymiotowaniu wspomnę, ale uważam, że po pierwsze sytuacje, w których te słowa padły były całkowicie zbędne dla fabuły, po drugie mamy bogaty język i nie musimy uciekać się do tak niskich zabiegów.
Nie wiem, jaki był cel stosowania takiego języka w powieści, ale jakbym miała gdybać, to może miały zszokować, może miały być obrazem słownictwa zwykłego człowieka po studiach (tutaj przypomnę, że ponoć Marek jest wykształcony i inteligentny), a może autor chciał udowodnić, jak bardzo jego postać jest beznadziejna.
Dlaczego nie lubię głównej postaci?
Zarówno kino, jak i literatura zna postacie negatywne, które da się lubić. Najjaskrawszym przykładem takiego bohatera jest Dexter Morgan. Nie musimy jednak uciekać się w takie skrajności. Znamy też postacie, które są złe, ale jednak je kochamy. I tak kultura zna uwielbianych chamów, złodziei, morderców, kłamców, narkomanów… ogólnie ludzi z problemami.
Ale ja Marka Benera nie polubię. Już przy opisywaniu poprzedniego tomu wspomniałam, że on zwyczajnie nie ma charakteru. Nie ma \”tego czegoś\”, co by sprawiło, że przejmowałabym się jego losem, że interesowałoby mnie cokolwiek. Już przy poprzedniej części, pisałam, że jego narzekania, że znów mu nie wyszło w Berlinie, że znów nic nie wie i że on bardzo za Agatą tęskni, nie sprawiło, że mi było go szkoda.
Wspomniałam wcześniej o wymiotowaniu głównego bohatera. Czy naprawdę czytelnik musiał dostać w twarz zwracaniem treści żołądkowej? Czy konieczna nam była relacja z tego wydarzenia i dokładny opis samych wymiocin? Nie wiem jak inni, ale ja byłabym szczęśliwsza bez tej sceny. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że sam fakt upicia się Marka ma konsekwencje później, no ale… Z drugiej strony ciekawe jest, że autor wolał opisać nam, jak bohater zwraca posiłek, a jedyny seks został pominięty dyskretnym milczeniem.
I nadal twierdzę, że główny bohater jest psychopatą.
Nie lubię też innych postaci.
Podobnie, jak protagonista, nikt mi tutaj nie przypadł do gustu. Postacie były miałkie, bez wyrazu i sprecyzowanej osobowości. Żadna nie była oryginalna. No bo co można napisać na przykład o Aldonie? Że nie lubi nosić butów i jest dobrą dziennikarką. Za dużo to to nie jest.
Pisałam poprzednio, że nie do końca rozumiem wstręt postaci kryminałów i thrillerów do policji i pogotowia. Tutaj mamy powtórkę z rozrywki. Wyobraźcie sobie, że gangsterzy porywają młodą kobietę, jeden nawet próbuje ją zgwałcić, ale nie otrzymuje pozwolenia, za to słyszy, jak w pomieszczeniu niedaleko jakaś inna kobieta jest krzywdzona. Co więcej, nie trzeba mieć wiele inteligencji, aby domyślić się, po co postawione jest łóżko w jakiejś piwnicy. Następnie zostaje wypuszczona i co robi? Nic. Wspomina jakiś czas później o tej kobiecie Markowi, ale nie zauważyłam, aby on się w ogóle tym przejął.
Przypominam, że Marek ma znajomego policjanta.
To ma być kryminał?
Poprzednio zwróciłam uwagę, że w mojej opinii \”Najgorsze dopiero nadejdzie\” jest powieścią sensacyjną, nie kryminalną. Tutaj w teorii niby zaczyna się od zaginięcia dziewczyny i w teorii szykuje się nam dziennikarskie śledztwo. I tak też z początku to wygląda. Marek zbiera informacje o zaginionej, rozmawia z rodziną i znajomymi, już się cieszyłam na dobry kryminał.
Tylko że nie. Całe śledztwo wygląda w ten sposób, że jeździ od jednej osoby do drugiej, aby zaraz wrócić i rzucić \”kłamałeś\”, a ta osoba \”tak, masz rację, to było tak i tak\”, aby za parę stron się sytuacja powtórzyła. Także czytelnik nic nie wie, dostaje mnóstwo niepotrzebnych informacji, z których ciężko cokolwiek wyłuskać. Tak przez większość książki, na koniec otrzymujemy wątek sensacyjny, który jako jedyny mogę ocenić na plus. Podobał mi się także sposób prowadzenia narracji pod koniec. Rozdziały przeskakiwały między dwoma bohaterami, kończąc się w najciekawszym momencie. Nie powiem, fabuła mnie wtedy przytrzymała.
Tylko co z tego, skoro większość książki odebrałam jako beznadziejną?
Czy podsumowanie jest koniecznie?
Cóż to podsumowywać? Spodziewałam się czegoś znacznie lepszego, szczególnie od Czwartej Strony. Choć dziwi mnie jeden fakt. Obie książki zostały przyjęte dość entuzjastycznie, blogerzy i recenzenci się rozpływają nad tym, jakie były dobre oraz jakim odkryciem nie jest Małecki. Dlaczego ja odebrałam ją zupełnie inaczej?
Jak poprzednio mieliśmy nawiązanie do autora, który pisał rekomendacje na okładkę, tak tutaj też nazwisko Bondy znalazło się w treści. Ciekawe, czy był to celowy zabieg, czy zupełny przypadek.
Zastanawia mnie jeszcze jedna kwestia. Dlaczego w pierwszej części mieliśmy narrację pierwszoosobową, a w drugiej trzecioosobową?
Osoby, które nie czytały serii o Benerze, uprasza się o nieczytanie dalej.
Czy sięgnę po inne tomy? To jest dobre pytanie, albowiem jest jedna rzecz, która mnie nurtuje. I to wcale nie jest sprawa Agaty, ona mnie wcale nie obchodzi. Mam prywatną teorię, że Szaman tak naprawdę jest psychopatą, który manipuluje głównym bohaterem i się nim bawi. I że wszystko, co on robi w porozumieniu z nim i Alienem to gra. Że wcale nie chce mu pomóc. Dla tego jednego wątku jestem w stanie przemęczyć się resztę tomów. Tylko z drugiej strony, jeśli nie mam racji i Szaman okaże się zwykłym \”wszystkowiedzącym guru\”, to zmarnuję tylko czas.
Agata Róża Skwarek