Perspektywa kolejnej wizyty w Mercy Falls, sprawiła mi nie lada radość – zważywszy na fakt, że pierwszy raz pojawiłam się w tym miasteczku za sprawą “Drżenia”, które mnie oczarowało. Czy drugi tom przygód dziewczyny zakochanej w wilku, utrzymał poziom swojej poprzedniczki? Od razu przytaknę, jednak uprzedzę, że nie obyło się bez zgrzytów. “Niepokój” różni się od “Drżenia” nie tylko klimatem – mroczniejszym, ale także warstwą językową oraz tempem.
Dzięki pomocy Isabel, Grace i Sam mogą być wreszcie razem. Chłopak nadal nie może uwierzyć w koniec wilczych przemian. Jednak każdy kolejny dzień, każdy chłodniejszy powiew wiatru, następny płatek śniegu osiadający na jego rzęsach utwierdza go w przekonaniu, że pozostanie w ludzkiej skórze na zawsze. Natomiast coś złego zaczyna się dziać z jego ukochaną Grace. Młodym kochankom nie będzie dane długo nacieszyć się swoją bliskością, gdyż na ich drodze staną nie tylko rodzice bohaterki, ale także…
Muszę przyznać, że na wstępie książka zrobiła na mnie gorsze wrażenie niż część pierwsza. Przede wszystkim dlatego, iż akcja rozwija się bardzo powoli. I wiele z tego o czym autorka napisała w pierwszych rozdziałach wydało mi się, po prostu informacjami niepotrzebnymi. Jednak dalszy rozwój wydarzeń całkowicie rekompensuje początkowe znużenie. A zakończenie jest przysłowiową “wisienką na torcie” tej lektury. Warto też zwrócić uwagę, że tym co spowalnia tempo narracji, jest przerzucenie większej odpowiedzialności za opowiedzenie tej części historii na barki Sama. Czytelnicy mają okazję zagłębić się w jego myśli i emocje, mogą poznać jego punkt widzenia i obawy, jakie rodzą się, w związku z przejęciem opieki nad sforą.
Jeśli chodzi o styl to Maggie Stiefvater radzi sobie świetnie. Można wyczuć, iż nie jest to debiutantka, a dojrzała pisarka. Język powieści staje się nieco wulgarny i bardziej dosłowny. Mniej w tej książce metafor i poezji, jaką raczyła nas autorka w “Drżeniu”, co odebrało lekturze uroku. Jednak na wszystko to można przymknąć oko podczas czytania. Pisarka podjęła ciekawe wątki w swojej kolejnej powieści. Dosyć sprytnie uknuła, jak pokomplikować życie bohaterów, byśmy się nie znudzili i z chęcią sięgnęli po kolejny tom.
Chociaż “Drżenie” zaintrygowało mnie bardziej, to jednak zachęcam do sięgnięcia po lekturę “Niepokoju”. Przede wszystkim dlatego, że jest to świetna kontynuacja, która wbrew pierwszemu wrażeniu wprowadza wiele świeżości do fabuły całej trylogii.
Żaneta Wiśnik