Na możliwość przeczytania (z czystym sumieniem) powieści autorstwa Kathy Reichs czekałam bardzo, bardzo długo. Mimo posiadania w prywatnych zasobach kilku książek jej autorstwa, dotychczas niedane mi było sięgnąć po którąkolwiek z nich. Sumienny czytelnik, zagnieżdżony głęboko we mnie, tak już niestety ma, że zawsze przedkłada lektury obowiązkowe ponad te, które goszczą w mojej biblioteczce z czystej chęci posiadania ich. W ciągu ostatniego roku żmudnie gromadziłam kolejne części przygód dzielnej i niesamowicie mądrej antropolog klinicznej Temperance Brennan. Moja pasja nie wzięła się oczywiście znikąd. Kiedy w 2007 roku jedna z polskich telewizji rozpoczęła emisje kręconego już od dwóch lat, amerykańskiego serialu Kości, nie mogłam się opanować i musiałam zacząć go oglądać. Jak dla mnie był to strzał w dziesiątkę. Utalentowana pani antropolog, może odrobinę zakręcona i zdecydowanie nieżyciowa i sympatyczny agent FBI, kupili moją wierność już w pierwszym obejrzanym przeze mnie odcinku. Od tamtej pory wiernie śledzę kolejne przygody tej dwójki i zawsze wyczekuję informacji, czy kolejny sezon zostanie nakręcony. Już podczas emisji tego pamiętnego dla mnie odcinka wiedziałam, że cały serial oparty został o serię książek autorstwa Kathy Reichs i że koniecznie muszę ją przeczytać. Nie spodziewałam się jednak, że sięganie po nią będzie takie… odległe w czasie. Jednak koniec końców, po przeszło pięciu latach, udało mi się pozyskać egzemplarz recenzencki Z krwi i kości i zgłębić go od początku do końca. Dziś już wiem, że zdecydowanie za długo zwlekałam.
Temperance Brennan, pani antropolog kliniczny, która właśnie wróciła z roboczego urlopu na Hawajach nigdy nie może się nudzić. Zaraz po powrocie wpada w wir pracy, który zmuszą ją do zdwojonego wysiłku i to zarówno psychicznego jak i fizycznego. Kobieta po “urlopie” nie zdążyła się nawet dobrze przywitać z kotem, a już musi pędzić do swoich zawodowych obowiązków. Zaraz po odwiedzeniu piaskowni, w której Tempe poszukiwała niezbędnych do identyfikacji ciała zębów, zostaje wezwana do kolejnej sprawy. Tym razem policja eskortuje ją do pobliskiego wysypiska śmieci, które mieści się tuż przy słynnym torze wyścigowym Charlotte Motor Speedway. To tam, na jednej z już nieczynnych działek, przez zupełny przypadek odnaleziona została beczka, w której ktoś zaasfaltował ciało. Zadanie zbadania szczątek spada na Brennan, która zabiera się do tego niemal natychmiast po zawitaniu do instytutu. Podczas rutynowej autopsji nie odkrywa w zasadzie nic szczególnego. Na uwagę jednak zasługuje to, co wokół tego ciała zaczyna się dziać. Bo nagle pojawia się i FBI i człowiek, który twierdzi, że wie, kim jest odnaleziona osoba. Do tego pojawia się również tajemniczy mężczyzna, który wywiera dziwne naciski na szefa Tempe. Gdzie to wszystko doprowadzi główną bohaterkę? Jak potoczą się sprawy? Kim jest nieboszczyk? Czy to możliwe, by tak pochowane zwłoki nie były powiązane z jakąś wielką tajemnicą, najpewniej wagi państwowej? Czy Brennan uda się rozwiązać zagadkę tego nieboszczyka? Gdzie doprowadzą ją ciągle odkrywane wskazówki? By się tego dowiedzieć koniecznie musicie przeczytać najnowszą powieść Kathy Reichs zatytułowaną Z krwi i kości.
Choć książka bardzo mi się podobała, widzę kilka szczegółów, które w moim wypadku zdecydowanie przemawiają na korzyść serialu. Są oczywiście również i elementy, które z wielką chęcią zobaczyłabym w telewizyjnej adaptacji. Zacznę jednak pokrótce od minusów książki w porównaniu z serialem. Przede wszystkim miejsce pracy Tempe. W serialu mamy do czynienia z Instytutem Jeffersona, który znajduje się niemalże w centrum dowodzenia wszechświatem, czyli w Waszyngtonie. Jakoś zdecydowanie ta instytucja bardziej przypadła mi do gustu, niż biura medyka sądowego w hrabstwie Mecklenburg. Choć w książce zdecydowanie wyczuwa się, jak wiele dla tego biura robi Brennan, to jednak nie powala to na łopatki i nie sprawia, że czytelnik ma wrażenie, że na świecie nie ma lepszego antropologa. Ot, dobra, może nawet bardzo dobra specjalistka, pracująca sobie w jakimś bliżej nieokreślonym miejscu. Kolejną sprawą, dla mnie plasującą się bliżej minusa niż plusa jest to, że Tempe dość często w całej serii się przemieszcza (tego akurat dowiedziałam się czytając wywiad z autorką zamieszczony na ostatnich stronach Z krwi i kości). Z jednej strony to, że jest ona wzywana w różne części globu świadczy o jej pozycji na świecie, z drugiej nie przepadam za seriami wydawniczymi, w których muszę nieustannie zastanawiać się, gdzie tym razem los rzuci bohaterów. Jest jeszcze jedna kwestia, która może nie zirytowała mnie, ale zdziwiła. W książce Tempe jest tylko i wyłącznie antropologiem. Bada szczątki na zlecenie instytutu dla którego pracuje. Tymczasem już niemal od pierwszego rozdziału zaczyna śledztwo mające, jedynie początkowo, związek z ciałem, które badała główna bohaterka. W Kościach takie działanie jest uzasadnione, główna bohaterka działa niejako na zlecenie FBI, jest konsultantem, a w ostatnich sezonach również partnerką życiową wspomnianego agenta. Za każdym razem jej pracodawca oddelegowuje ją do danego śledztwa, przy którym pracują również inni pracownicy opłacani przez Instytut Jeffersona. W Z krwi i kości Tempe zaraz na początku odwiedzona zostaje przez mężczyznę, który twierdzi, że wie, kim jest ofiara. Opowiada jej historię sprzed kilkunastu lat i prosi ją o pomoc w udowodnieniu, że ma rację. Kobieta początkowo stawia opór, nie trwa on jednak długo. Sama zwraca się do policji z prośbą o udostępnienie pewnych informacji. Niemal nic jednak nie odbywa się oficjalnie. Dane przekazuje jej znajomy, który postanawia, że bez informowania swoich przełożonych, wznowi śledztwo sprzed lat. Kiedy on nie może już jej więcej pomagać pojawia się były policjant, który prowadził wspomniane wcześniej śledztwo przed laty. W pewnym momencie więc całość akcji odbiega już zupełnie od jakichkolwiek norm i zaczyna zakrawać o absolutną samowolkę. Pewnie gdybym nie była taką fanką serialu te rzeczy by mi nie przeszkadzały. I w sumie tu również mi nie wadzą, wydają się jednak… odrobinę dziwne i nierealne. Oczywiście w serialu spotykamy się z o wiele bardziej nierealnymi rzeczami, na przykład z urządzeniami wykorzystywanymi do tworzenia portretu dentata. Jednakże umotywowanie istnienia tych rzeczy jest o wiele lepsze niż uzasadnienie takiego, a nie innego zachowania głównej bohaterki książki. Jeśli chodzi o plus książki w zetknięciu z światem serialu, to jest nim przede wszystkim postać Tempe. W serialu Brennan jest geniuszem, wszystko jest dla niej albo czarne albo białe. Każda rzecz musi znajdować logiczne uzasadnienie i nieważne, czy ma ona związek z pracą czy z uczuciami. Dla Bones (przynajmniej do przedostatniego sezonu) uczucia to tylko chemia, buzujące hormony i tyle. Książkowa Temperance jest dużo bardziej ludzka. Ma kota, córkę, byłego męża i jego przyszłą żonę, która ewidentnie postanowiła zostać najlepszą przyjaciółką Tempe. Dziewczyna nie stroni od mniej lub bardziej poważnych romansów, które nie są dla niej jedynie zaspokojeniem fizycznej potrzeby. Książkowa Bennan czuje i chce znajdować się wśród ludzi jej bliskich. Bones aż do ostatniego sezonu, gdy jej życie stanęło w zasadzie na głowie, nie odczuwała nawet ułamka tych uczuć, które targają jej pierwowzór.
To tyle, jeśli chodzi o porównania. Przypuszczam, że gdyby nie serial, książka uzyskałaby w mojej skali co najmniej pięć punktów. Nie mogę się jednak zgodzić z opisem z obwoluty książki, z którego wyczytać możemy, że czeka nas pasjonujący thriller. Pasjonujący a i owszem, ale zdecydowanie kryminał i to nie taki, w którym za każdy róg wygląda się z wahaniem i obawą, że czaić się tam może morderca. Powieść jest wciągająca i logiczna, czytelnik ma pole do popisu w domyślaniu się, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi, kto zabił i kto zginął. Z krwi i kości napisana jest przystępnym językiem, choć zdecydowanie zbyt dużo w niej zbędnych opisów, które są interesujące i pouczające, ale nie w takiej dawce. Nie zmienia to jednak faktu, że książka jest fajna i warto po nią sięgnąć. Polecam.
Sylwia Szymkiewicz – Borowska