David Gemmell to pisarz nietuzinkowy – takich życiorysów nie spotyka się na codzień. Ten urodzony 1 sierpnia 1948 r. w Londynie angielski autor fantasy i powieści historycznych w wieku szesnastu lat został wyrzucony ze szkoły za zorganizowanie klubu hazardowego. Od tamtej pory za dnia pracował fizycznie, a w nocy jako ochroniarz w klubie nocnym w Soho. Pisał też artykuły do “Daily Mail”, “Daily Mirror” i “Daily Express”. W roku 1984 opublikował swoją pierwszą powieść – “Legendę”. Ostatnim opublikowanym dziełem (Gemmel zmarł w piątek, 28 lipca 2006, dwa tygodnie po operacji pomostowania tętnic wieńcowych) była pierwsza część trylogii “Troja. Pan Srebrnego Łuku”. Prawie rok po tym tragicznym wydarzeniu, 27 sierpnia 2007 r. Wydawnictwo Rebis wydało tom drugi cyklu – “Tarczę gromu”.
Już “Pan Srebrnego Łuku” był dziełem niemal doskonałym. W tej książce można zakochać się praktycznie od pierwszej strony, choć widać, że autor nieco namęczył się nad wiernym odwzorowaniem świata starożytnej Grecji. Wysiłek ten nie poszedł jednak na marne, bowiem, o ile pierwszy tom pochłania się jak najlepszą potrawę, to druga część jest jeszcze bardziej wysmakowanym dziełem. Problemem każdej źle zaplanowanej serii, lub dopisywanej na prędce, po nagłym sukcesie części pierwszej, jest często powolne zaniżanie lotów. Do Troi ta reguła z całą pewnością się nie odnosi. W jej przypadku jest nawet odwrotnie.
David Gemmell wpadł na prosty lecz genialny pomysł. Postanowił na nowo ożywić mitycznych Herosów lecz bez baśniowej otoczki towarzyszącej znanej nam mitologii. Uczynił z nich pełnokrwistych bohaterów tkwiących w świecie gdzie brak namacalnych przejawów boskiej interwencji, w świecie gdzie jedynym przejawem ich rzekomego istnienia są znane nam i wytłumaczalne zjawiska przyrodnicze.
Na kartach “Tarczy Gromu” znowu spotykamy Odyseusza – Brzydkiego Króla, którego talent gawędziarski i umiejętność snucia podkolorowanych często opowieści znana jest we wszystkich mniejszych i większych królestwach położonych wokół Wielkiej Zieleni (w domyśle basenie Morza Śródziemnego). Daje on na swoim statku schronienie trójce uciekinierów: kapłance Pirii poszukującej ukochanej oraz dwóm mykeńskim wojownikom renegatom zdradzonym przez swojego króla – Kalliadesowi i Banoklesowi. Wszyscy (choć Ci ostatni raczej przez przypadek niż z powodu świadomego wyboru) zmierzają do Troi, gdzie przy okazji ślubu Hektora mają odbyć się igrzyska.
O ile na początku książki wszystko wskazuje, że będziemy oto świadkami kolejnej opowieści opowiadającej o przygodach przypadkowo spotkanych ludzi, to z czasem coraz bardziej przebija się wątek nieuniknionej wojny, której miejscem stanie się Troja. Przybyli na uroczystość weselną oraz same igrzyska goście, to królowie i bohaterowie w mniejszy lub większy sposób uwikłani w sieć intryg i opowiadający się po którejś ze stron przyszłego konfliktu. “Tarcza Gromu” jest preludium do śmierletnego pojedynku jaki wkrótce rozegra się pod murami życiowej obsesji aecheologa Heinricha Schliemanna.
“Tarcza Gromu” to książka niezwykła. Rzadko pojawia się na rynku księgarskim pozycja łącząca w tak doskonały sposób fikcję z rzeczywistością, w której wymyślona fabuła wkomponowana jest w fakty i realia sprzed kilku tysięcy lat. Gemmellowi udała się rzecz wydawać by się mogło niemożliwa – stworzył wspaniałe dzieło, które od początku skazane było na niepowodzenie. Bo czyż człowiek o zdrowych zmysłach może wyobrazić sobie dzieło, które przebije rozmach Iliady czy kolorystykę greckiej mitologii? A jednak! Gemmell napisał książkę, która na nowo odkrywa przed nami świat starożytny – mało tego, on go dla nas na nowo uczłowieczył.