Przyznaje się: nigdy wcześniej nie czytałam książek Manueli Gretkowskiej. Dlaczego? Bo nie miałam okazji? Bo nie było “nam”po drodze? Bo to nie mój świat? Wydaje mi się, że każdy z tych powodów miał swój udział w tym procesie decyzyjnym. Dlaczego więc teraz sięgnęłam po jej książkę? Czemu jej “Trans” trafił w moje ręce? Ponieważ czasami trzeba zaryzykować. Wziąć byka za rogi i po prostu spróbować czegoś nowego.
Ona-mała dziewczyna. Córeczka tatusia, wnusia babuni. Taka córownuczka. Kochana za bardzo czy kochana za mało? Rozpuszczona czy niedopieszczona? Ani taka, ani taka. Balansująca. Potrzebująca. Nieustannie odkrywająca. Niezwykle podatna na uzależnienia. Taka właśnie jest Ona. Kobieta – Marysia. Bezimienna.
Uzależniała się od najmłodszych lat. Najpierw od miłości Ojca. Później od ranienia się drzazgami w pokoju Babci. Następnie od eteru podawanego dzieciom podczas wyrywania zębów przez szkolną Dentystkę. Każdy rok życia i każde nowe doświadczenie otwierało kolejną furtkę, za którą stała pokusa. Możliwość odkrycia nieznanego. Spróbowania. Rozsmakowania się. Popadnięcia w trans i trwania w nim aż po kres. Wszystko po to, by poczuć silniej, by poczuć więcej. Przerażająca, niekończąca się wędrówka po nieznanym. Takie właśnie jest Jej życie. Do czego Ją doprowadzi? Kim się stanie? Jakim człowiekiem będzie ukształtowana przez nieustający łańcuszek uzależnień? Czy wyrwie się kiedyś z toksycznego transu?
Słowo za słowem. Zdanie za zdaniem. Strona za stroną wchodziłam w studia nieustającego uzależnienia głównej bohaterki. Jakie ono jest? Mroczne, toksyczne, zżerające człowieka od środka. Czasami, zdecydowanie zbyt często, odpychające i niestrawne. Innym razem wbijające czytelnika w siedzenie i niepozwalające zagłębiać się w dalszy ciąg lektury. Zmuszające do myślenia, do strachu, do zadawania pytania: czy jest to prawda? Bo jeśli to prawda, to jak z nią żyć? Czy z tym wszystkim da się pogodzić? Ja nie jestem w stanie. Potrząsam głową z niedowierzaniem i jedyne czego chcę, to zapomnieć. Jak najszybciej zapomnieć.
“Trans” nie jest powieścią łatwą i przyznam, że sama mam wiele wątpliwości co do tego czy prawidłowo odczytałam jej przesłanie. Próbuję zrozumieć wszystkie wydarzenia, widzę je teraz, jako jedną całość. Nie potrafię zrozumieć przyczyn działania głównej bohaterki. Przymykam oczy i widzę koszmarne sceny. Sceny z Jej życia. Kręcę głową. Nie dowierzam. Jak można skazać się na taki los? Jak można się tak upodlić? Na szczęście trans się kończy. Może następny nie będzie miał miejsca. Oby.
Czytam krótką notkę na temat życiorysu Gretkowskiej. Czy książka zawiera wątki autobiograficzne? Niektóre fakty zgadzają się wprost idealnie. Ale pozostałe? W szczególności te mroczniejsze? Tego niestety nie wiem. Mogę tylko stwierdzić, że jeśli jest w nich choć odrobina prawdy, to współczuję tej kobiecie. Decyzję o lekturze tej pozycji zostawiam Wam. Przemyślcie ją gruntownie, bo później, kiedy wciągnie Was “Trans” nie będzie już odwrotu.
Sylwia Szymkiewicz-Borowska