Czytając nowelę możemy dojść do wniosku, że nic ciekawego się w niej nie dzieje, rozmowy bohaterów są o niczym – takie zwykłe, codzienne, potoczne, a akcja toczy się leniwie jak niedzielne popołudnie. I będzie to wniosek słuszny, bo taki właśnie jest świat bohaterów “Co na kolację?”.
Autor tej literatury obyczaju pokazuje świat dwóch amerykańskich, mieszczańskich rodzin. Akcja toczy się głównie w domu Państwa Taylor oraz w zakładzie psychiatrycznym, w którym znajduje się Pani Brice – żona Norrisa Brice. Lottie Taylor to przyjaciółka Pani Brice oraz matka dwójki bliźniaków, Patrika i Michaela. Brice zostaje umieszczona w zakładzie zamkniętym z powodu zapaści alkoholowej, jaką dostała w wyniku nadużywania alkoholu. Znajduje się ona w pokoju z niezbyt miłym właścicielem sieci aptek Gregiem Mulwinem oraz studentką-hipiską Bertą, afirmujjącej wyższość marihuany i LSD nad alkoholem. Toczą oni między sobą rozmowy, a także spotykają się na tzw. terapiach rodzinnych. Równolegle poznajemy życie codzienne, z jego wszystkimi problemami, domu Państwa Taylorów.
James Schuyler to poeta, który postanowił zająć się prozą. Jednak w jego książce nie znajdziemy bohaterów romantycznych, ani górnolotnych dialogów. Nie ma tu dęcia w patetyczne struny. Rozmowy bohaterów są groteskowe, traktujące o niczym, a wszystko to jest zatopione w angielskim humorze. Bohaterowie nie potrafią słuchać siebie nawzajem przez co ich dialogi stają się dosyć żałosne. W książce nie znajdziemy rozmów, dotykających kwestii fundamentalnych takich jak cierpienie, miłość, przemijanie czy śmierć. Na palcach jednej ręki zliczymy głębsze (choć okraszone oczywiście humorem czy ironią) refleksje bohaterów jak np. “Chciałbym uwolnić się od myśli, że istnieje życie po śmierci, nie mam ochoty wpaść z deszczu pod rynnę”. Pacjenci zakładu właściwie ciągle się kłócą o jakieś drobnostki lub rozprawiają o przetworach owocowych czy mieleniu mięsa. Na rodzinnych terapiach mówią o zdarzeniach z przeszłości, swoich chorobach, jednak z tego mówienia nic nie wynika, jest ono jakieś mechaniczne, pozbawione zupełnie uczuć i beznamiętne. Bohaterowie taplają się w nudzie i swojej prowincjonalnej beznadziei. Deficyt emocji i wrażeń powoduje, że postaci szukają ich na siłę wpadając przy tym w niemałe kłopoty. Norris, podczas nieobecności swojej chorej żony, będącej w szpitalu wdaje się w romans z sąsiadką Mag, a synowie Lottie zaczynają swoją przygodę z miękkimi narkotykami.
Bohaterowie wydają się być infantylni w swoich zachowaniach. Pod koniec noweli akcja nabiera tempa: płonie zakład psychiatryczny, umiera babcia Biddy, która była właściwie dla wszystkich ciężarem, Patrick i Michael zostają przyłapani w szkole na posiadaniu narkotyków, a romans Norrisa wychodzi na jaw. Jednak mimo tych przeciwności wszyscy wychodzą obronną ręką ze swoich kryzysów. Nawet Mag nie udaje się popełnić samobójstwa, po tym jak została zostawiona przez swego kochanka. Próbuje ona wyskoczyć z wieżowca, w którym pracuje Norris, jednak świeżo pomalowane okno nie daje się otworzyć i rezygnuje ona ze swego zamiaru. Farsa.
Alfred Hitchcock powiedział, że “film to życie, z którego wymazano plamy nudy”. Myślę, że to samo powiedzenie można odnieść do książek nurtu obyczajowego. W przypadku “Co na kolację?” Jamesa Schuylera jest zgoła inaczej. Ukazał on właśnie te plamy nudy. Wszak nasze życie składa się głównie z chwil nudnych i przewidywalnych. Nigdy nie wiadomo co przyniesie jutro – mówi na terapii rodzinnej żona Mulwina. Owszem wiadomo – odpowiada jej na to Lottie. – W tym cały kłopot.
Piotr Wiernicki