Merida jest krnąbrną nastolatką. I jak każda dorastająca panna nie chce słuchać dorosłych, a jedyne czego pragnie to trochę wolności i drewniany łuk. Jednak matka chce wydać swoją córkę za mąż, o czym ta kompletnie nie chce słyszeć. Staje się to powodem licznych kłótni, a nawet waśni między klanami wyimaginowanego królestwa, które nie przypadkiem przypomina Szkocję. Wśród magii i dźwięków dud dzieją się rzeczy niesłychane, a nad wszystkim unosi się duch Steve’a Jobsa (któremu film jest poświęcony)…
“Merida Waleczna” to zupełnie nowy motyw w historii Pixara. Po raz pierwszy główną bohaterką jest dziewczyna. Wytwórnia wgłębiła się w schemat, dokonując filmu, gdzie co róż widać Robin Hooda czy Waleczne Serce. Znowu zamki, miecze, czyli jednym słowem średniowiecze! Reżyserzy, czyli Mark Andrews i Brenda Chapman, postarali się, aby film mimo wszystko odbiegał od wytartych szlaków. Ale jednak nasza bohaterka sama nie przeciera ścieżki, gdyż można odnieść wrażenie, że gdzieś to wszystko już widzieliśmy…
13. animacja Pixara tylko potwierdza klasę wytwórni, wykupionej przez Disneya, jednak, przy wciąż dobrze prosperującej firmie DreamWorks, nie rozwija się. Animacje nadal stoją na wysokim poziomie, jednak zarówno “Auta 2”, jak i tegoroczna “Merida Waleczna” to dobry, rzemieślniczy wyrób, ale nie arcydzieło! Brak tu świeżości, która cechowała poprzedniczki. Słynni animatorzy chyba nas aż nadto rozpieścili swoim pietyzmem i nieograniczoną wyobraźnią. A teraz okazuje się, że nawet ona ma swoje granice…
Historia o nieposłusznej księżniczce może bulwersować jako skrajny przykład feminizmu. Jednak w dobie internetu i przeróżnych informacji na każdym kroku trzeba pamiętać, że nie żyjemy w czasach “Śpiącej królewny”, a kino ewoluuje wraz z nami. Opowieść o rudowłosej buntowniczce przypominała mi bajkę o Złotowłosej i Trzech Niedźwiadkach. O ile w tym przypadku dziewczyna wyróżniała się ognistą czupryną, a zamiast owsianki zajadali się ciastkiem, tak wspólny element, czyli niedźwiedzie, pozostaje ten sam.
Pixarowa Merida to już nowa legenda…