Okazuje się, że w dzisiejszych czasach znalezienie zegarmistrza z prawdziwego zdarzenia graniczy z cudem. Skąd to wiem? Ponieważ ostatnio mój stary (pamiątka po dziadkach) zegar bijący zatrzymał się i ani myślał ruszyć ponownie. Gdy zabrałam się za poszukiwania kogoś, kto do zegara zajrzy i go wyleczy, okazało się, że osoba najlepiej się do tego nadająca, mieszka blisko 60 km stąd. A przecież jeszcze 50 lat temu taki fachowiec był w każdej większej miejscowości.
Najnowsza powieść Kate Morton Córka zegarmistrza najpierw uwodzi czytelnika okładką. Gustownie, ale i skromnie zdobiona, tarcza zegara kojarzy się z ginącym już zawodem, a także ludzkim pojmowaniem czasu i jego ciągłości.
Bardzo lubię powieści Kate Morton. Tworzone przez nią historie toczą się na kilku płaszczyznach czasowych, a sympatyczni i bardzo wiarygodni bohaterowie, mają ze sobą więcej wspólnego niż się początkowo wydaje. Polecając znajomym książki tej autorki określam ich fabułę jednym zdaniem: to intrygująca tajemnica rodzinna sprzed stu lat, którą odkrywa późny wnuk. Tym razem jest podobnie, choć autorka trochę zagrała czytelnikowi na nosie.
Początkowo wydaje się, że główną bohaterką jest Elodie, młoda londyńska archiwistka, która zamiast szykować się do ślubu, woli odkrywać tajemnice starych przedmiotów i dokumentów. Gdy przypadkowo odnajduje starą skórzaną torbę, przekonuje się, że jej zawartość, może ją doprowadzić do poznania prawdy o przedwcześnie zmarłej matce, znanej i cenionej wiolonczelistce.
Stara, opowiadana na dobranoc historia o bezpiecznym domu w zakolu rzeki łączy na zawsze losy kilku kobiet, a ów magiczny, niezwykły dom staje się świadkiem tragicznych wydarzeń, które na długie lata przykryje kurz zapomnienia.
Tytułowa córka zegarmistrza to Birdie, najpierw ukochane dziecko taty, potem uliczna złodziejka, aż wreszcie muza jednego z najpopularniejszych, angielskich malarzy drugiej połowy XIX wieku.
Co się stało z Błękitem Radcliffów i czy Lilly Millington naprawdę uciekła do Ameryki i zdradziła miłość swojego życia? Co wspólnego z tym wszystkim ma matka Elodie?
Córka zegarmistrza porusza wiele problemów. Pierwszym jest tęsknota za poznaniem swoich korzeni, a co za tym idzie prawdy o sobie, na którą składa się między innymi prawda o naszych rodzicach. Czy żywa legenda Lauren Adler, stanie się dla swojej swojej córki, Elodie, po prostu matką, którą można wspominać z miłością?
To także historia o płynności czasu, który lubi zataczać pętle i łączyć ze sobą ludzi, o miłości i zawiści, o prawdzie, która powinna i musi ujrzeć światło dzienne. Ale też o pięknie przyrody, która fascynuje i inspiruje do tworzenia przepięknych dzieł, stanowiących źródło inspiracji dla kolejnych pokoleń.
Powieść ma urokliwy, sielski klimat, do czego Kate Morton już zdążyła przyzwyczaić swoich czytelników. Ten ulotny, trudny do zatrzymania urok sprawia, że książkę czyta się z wielką przyjemnością i bardzo kibicuje się bohaterom w ich działaniach. Wzruszenie chwyta za serce, gdy pewnych spraw nie udaje się dokończyć, gdy miłość nie ma szansy na spełnienie, a prawda wychodzi na jaw tak późno.
Polecam Córkę zegarmistrza miłośnikom dobrych powieści dla kobiet, lubiącym poczuć klimat odległej epoki, gdy wszystko wydawało się znacznie prostsze niż dziś. To dobra lektura na wiosenne, acz chłodne popołudnie. Fanów Kate Morton nie muszę zbytnio zachęcać. Powiem tylko, że to taka Kate Morton, jaką już zdążyliście pokochać. Tym razem także będziecie zadowoleni.
Edyta Gełdon