\”Sen Kolumba\” Emila Marata jest opowieścią o Krzysztofie Sobieszczańskim, od którego pseudonimu swoją nazwę wzięło pokolenie Kolumbów. W dużej mierze – co nieuniknione chyba – konfrontuje pozyskane przez siebie informacje z książką Romana Bratnego \”Kolumbowie. Rocznik 20\”. Bratny swojego \”Kolumba\” opisał poprzez zespolenie dwóch prawdziwych życiorysów tamtych lat – Stanisława Likiernika i Krzysztofa Sobieszczańskiego – w jedno, przez co jego obraz nie oddaje w pełni prawdy o żadnym z nich. \”Sen Kolumba\” ma na celu przedstawienie prawdziwego \”Kolumba\”-Sobieszczańskiego, wyrwanie go z owej dwuososbowości i przywrócenie w rzeczywistej postaci.
Książka w dużej mierze opiera się na wspomnieniach Elżbiety Sobieszczańskiej, Tomasza Sobieszczańskiego, Stanisława Likiernika i innych. Te przewijające się nieustannie wypowiedzi osób z bezpośredniego otoczenia \”Kolumba\” nadają opowieści charakter bardziej osobistej relacji. Jednak jest to tylko jedna z kilku odsłon, o jakie pokusił się autor. Swojego bohatera Emil Marat stara się przedstawić z kilku perspektyw. Również z perspektywy własnej Sobieszczańskiego – wiele tu cytatów z jego pamiętnika. Jednak nie tylko osobiste doświadczenia zaangażowanych osób budują tu opowieść. Autor wspiera się na dość różnorodnej bibliografii odtwarzając opisywane rzeczywistości – podziemia, obozu czy powstania. Cytowane relacje i opinie autor niekiedy konfrontuje z materiałami archiwalnymi – dokumentami podziemia, doniesieniami prasowymi, historycznych akt sądowych i innych. Taka różnorodność źródeł cieszy, daje obraz pełniejszy i bardziej wiarygodny.
Przy okazji snucia opowieści o Krzysztofie Sobieszczańskim, Marat rozwija przed czytelnikiem pewną rzeczywistość wpisaną w wielką historię. Zatem nie wędrujemy jedynie krok w krok za bohaterem ale podglądamy szerszy widnokrąg otaczających go zdarzeń. Mamy tu choćby rozciągającą się na wiele stron kompilację wydarzeń z Powstania Warszawskiego, czy próbę opisania pewnych zagadnień związanych z sytuacją więźniów Auschwitz.
Książka jest raczej obszerna, a treść wypełniona informacjami, wydarzeniami, anegdotami – niekiedy bazującymi na osobistym śledztwie Emila Marata. Autor podszedł do tematu z niejakim rozmachem, niemniej coś w tej próbie zazgrzytało. Mianowicie forma. Maratowi nie można odmówić zdolności literackiej wypowiedzi, natomiast w publikacji tego typu wybór artystycznej formy wyrazu okazał się pomysłem nieco karkołomnym. Początkowo można poczuć się mile zaskoczonym miękkością opowiadania, zapowiedzią lektury nie tylko informacyjnej, ale i literacko zaopiekowanej. Tymczasem po pewnym czasie ten styl męczy. Owszem, czyta się przyjemnie, ale irytuje coraz wyraźniej zarysowujący się chaos. Już nie zawsze wiemy gdzie jesteśmy, o co chodzi, czy coś nam nie umknęło. Układ informacji nieco zawodzi.
\”Sen Kolumba\” jest książką wartą przeczytania. Jakkolwiek wymaga pewnego uporządkowania, niesie w sobie niemałą wartość informacyjną. Nie jest lukrowanym peanem ku czci, ale poszukiwaniem prawdy o człowieku, z dużą dozą zrozumienia dla ludzkiej niedoskonałości. W tych poszukiwaniach niekiedy co prawda zbyt dużo dywagacji autora, domysłów – choć i to miewa swój urok.
Na pochwałę zasługuje sięganie do dokumentów archiwalnych, a więc do potencjalnie najbardziej bezstronnych źródeł – nie tylko do cudzych teorii i opracowań. Niby logiczne, a jednak wielu współczesnych popularyzatorów wiedzy historycznej zdaje się nie dostrzegać różnicy pomiędzy kompilowaniem cudzych – nie zawsze sprawdzonych – wniosków a przedstawianiem rzetelnie udokumentowanych faktów. Owszem, samo cytowanie dokumentów nie gwarantuje jeszcze rzetelnego przekazu – ale daje nadzieję, że – przynajmniej w tej udokumentowanej części – autor nie konfabuluje na podstawie własnych wizji czy cudzych podszeptów. \”Sen Kolumba\” to całkiem dobra lektura.
Iwona Ladzińska