Efekt Susan, moje pierwsze spotkanie z twórczością duńskiego pisarza Petera H?ega, określany jest mianem futurystycznego thrillera. Czyż samo to nie brzmi wyjątkowo intrygująco? Dla mnie tak! Przepadam za thrillerami, a jeżeli jeszcze w powieściach pojawia się pewien element technologii, eksperymentów i badań, to ja jestem całkowicie oczarowana – o ile wszystko trzyma się kupy, ma sens i dobrze się to czyta. A niestety nie do końca mogę napisać, że to pierwsze spotkanie z H?egiem było wyjątkowo udane.
Główną bohaterką tej historii jest Susan Svendsen, która podobno posiada niesamowity dar ? potrafi sprawić, że jej każdy rozmówca odkryje przed nią swoje tajemnice. Stąd też tytuł powieści – Susan wywiera ciekawy wpływ na ludzi. Wpływ, którego ja jakoś ani razu w tej powieści nie dostrzegłam – nie mam pojęcia dlaczego. Może marny ze mnie czytelnik? A może po prostu jest to tak kiepsko zaprezentowane albo Susan wcale nie ma żadnego daru? Teoretycznie bohaterka wykorzystywała to przez całe życie, ale teraz jej rzekomy talent może być ostatnią deską ratunku dla jej rodziny.
Susan stara się być dobrą żoną i matką, a gdy cała ich czteroosobowa gromadka wpada w niezłe tarapaty, kobieta musi przyjąć ofertę od rządu i odnaleźć ściśle tajne dokumenty, aby mieć nadzieję na to, że jej dzieci będą mogły wieść normalne życie, a ona i jej mąż nie pójdą do więzienia. Mam problem z kreacją tych postaci – zarówno Susan, jak i jej mąż, syn, czy córka, są bardzo kiepsko zarysowani. Właściwie nie byłam w stanie sobie ich w ogóle wyobrazić, jakby byli płaskimi postaciami wyciętymi z białego papieru, nic więcej. Zero konkretów, brakowało tutaj czegoś, co wzbudziłoby w czytelniku zainteresowanie tymi postaciami, zwłaszcza, że pojawia się tutaj kwestia daru wpływania na ludzi.
Sama powieść wypada dosyć chaotycznie. Wspomnienia Susan przewijają się z jej śledztwem, aczkolwiek brakuje tutaj rozsądnego rozgraniczenia tych dwóch elementów. Niejednokrotnie czułam się mocno zagubiona w tej opowieści, dlatego też nie byłam w stanie czerpać z niej przyjemności. Częściej towarzyszyła mi irytacja, chwilowo rozwiewana przez niektóre aspekty omawianej historii. Urzekające były nawiązania do nauki i fizyki, ale cała reszta wypadła raczej przeciętnie. Ciężki język, momentami nudnawa i zbyt zagmatwana historia, kiepscy bohaterowie – to zdecydowanie nie działa na korzyść książki.
Chociaż można śmiało napisać, że nie brakuje tutaj akcji, to jednak omówione powyżej elementy przyćmiewają potencjalną radość z tego, że sporo się w tej książce dzieje. Tutaj panuje zbyt wielki chaos. Przyznaję, że pomysł na fabułę był ciekawy i mogło z tego wyjść coś naprawdę wyjątkowego, ale wykonanie zupełnie mnie nie przekonało. Co więcej, zdążyłam się zorientować, że wiele osób ma podobne odczucia względem tej historii. Być może jest to na tyle unikatowa lektura, że trafi tylko do małego grona czytelników, którzy będą w stanie dostrzec w niej coś innego. Mnie nie do końca przypadła do gustu, mimo kilku miłych aspektów.
Magdalena Senderowicz