Sylwester coraz bliżej, w tym roku bardzo intensywnie szukam kalendarza, do którego poczuję chemię. W ubiegłym roku kupiłam kalendarz z Muminkami, w dwóch wersjach, na biurko i w formie kieszonkowej, o ile do wersji biurkowej nie mam zastrzeżeń, o tyle do wersji książkowej, nie mogłam się przekonać. Niby format zeszytu, niby słodkie obrazki, ale nie byliśmy kompatybilni i mało tam wpisów, chociaż leżał cały czas na biurku, jak musiałam zapisać coś, żeby pamiętać, to pisałam na kalendarzu pracowym, co stał na biurku. Dlatego w tym roku szukam kalendarza, który będzie mi służył, ma dobrze leżeć w ręce, mieć fajną szatę graficzną, musi być czytelny. Znam osoby, które zachwycają się Beatą Pawlikowską, ja coś jej czytałam, ale jej teksty w stylu taniego Coelho na pewno nie są dla mnie, ale jako że wyrabiam paszport i kto wie, może stanę się podróżnikiem, postanowiłam dać szansę i tej autorce. W końcu ten kalendarz to nie dziennik Toma Riddla.
Gdy wzięłam do ręki ten kalendarz – zachwyciłam się tym, jak wygląda, wprawdzie nie mogłabym z nim udawać, że jestem poważnym naukowcem, ale że jestem zakręcona i pozytywnie nastawiona ? to już tak. Kolory energetyczne, a kalendarz gruby, z gąbczastą oprawą. Podoba mi się papier, już wiem, że pióro będzie wsiąkać i się rozlewać, ale lubię ten efekt, lepsze to niż śliski papier. Kalendarz jest gruby, bo jest dniowy, każdy dzień roku ma swoją kartkę, a dodatkowo, każdy dniem jest małym świętem, autorka oczywiście sięga do tradycji i mamy Wielkanoc, ale mamy też np. Dzień tego, co piękne i mądre, czy dzień uśmiechania się do życia, na dole zaś mamy jakąś myśl autorki nawiązującą do tego, jaki to dzień, mały obrazek i wszystko jakoś nabiera barw. A że czasami te myśli są jak z poradnika dla nastolatki, no cóż.
Na plus, że jest dużo miejsca na notatki, na plany, można z tego zrobić bujo i chyba tak będę robić ten kalendarz to w domyśle dziennik, wprawdzie ma na początku tabelkę na cały rok a później rozpisany w tabelce rok ten i bieżący (kiedyś – mam takie wrażenie na porządku dziennym był rok bieżący, ale i poprzedni oraz następny, teraz jest tylko następny). Kalendarz jest interaktywny, mamy d zeskanowania kody QR jak również kilka przepisów, pisząc tę recenzję, uświadomiłam sobie, że jest, chociażby przepis na pieczoną dynię hokkaido, która ongi kupiłam i chętnie wypróbuję. Brakuje mi gumki do spięcia, bo mam przeczucie, że będzie miał skłonność do samoistnego otwierania, ale zasadniczo przemawia do mnie bardzo, nie wiem, czy to będzie dobry rok (takie przeczucie dopada mnie dopiero w sylwestra, gdy bije północ), ale zanosi się, że to będzie chyba kalendarz roku. Cena 39.90 to sporo, ja wiem, że kalendarz ma służyć nam cały rok i jakby to podzielić na 12 miesięcy to nie wychodzi drogo, ale cztery dyszki za kalendarz to nie jest mało i nie wiem, dlaczego ta cena stała się standardem.
Katarzyna Mastalerczyk