Świat pełen neologizmów, plastyki i ekwilibrystki języka pozwala zaprojektować rzeczywistość na nowo i stworzyć przyjemny i znośny świat bohaterów “Miasta Ł.”. Bo w tym mieście, życie nie jest specjalnie przyjemne i nawet ?obojętność nie jest tu wroga – jest tylko zrezygnowana?. Najnowsza powieść Tomasza Piątka jest intymna, z wątkami autobiograficznymi i opowiada o wewnętrznej przemianie w świecie, w którym ciężko jest być dobrym człowiekiem.
H. i T. mieszkają w mieście Ł. z 16-letnim M. ? synem H. z pierwszego małżeństwa. Ł. to miasto pełne kontrastów, gdzie “Świetliści” żyją obok “bezrobotników”, których jest znacznie więcej. Miasto, w którym za miesiąc pracy w fabryce zarabia się kilkaset złotych, a flakon perfum w pobliskiej galerii kosztuje 300 zł. Miejsce, w którym “mężczyźni albo nie żyją, albo się rozwiedli, albo są na robotach w Irlandii?”. Ogólnie jest to raczej aglomeracja o urokach, które można poddawać w wątpliwość.
H. jest buddystką, natomiast jej mąż jest wiary ewangelickiej. T. to mężczyzna po przejściach, przez kilkanaście lat był alkoholikiem i heroinistą. W książce poznajemy go już jako “nieczynnego” alkoholika i narkomana. T. jest czysty i wolny od nałogów.
Mieszkają oni w śródmieściu miasta Ł. w ponad stuletniej, zrujnowanej kamienicy z czerwonej cegły. Deweloper zamierza zburzyć budynek i wszyscy lokatorzy zostają wymeldowani oraz przeniesieni w inne miejsce, ponieważ nie stać ich na płacenie większego czynszu. T. i M. wraz ze swoim dorastającym synem, jako jedyna rodzina zostają w rozpadającej się kamienicy.
H. jako działaczka i osoba wrażliwa na krzywdę ludzi, stara się, walcząc o kamienicę i finalnie dopina swego, po długich bojach z urzędem miasta. Ściąga ona większość dawnych lokatorów do kamienicy i robi w niej m. in. świetlicę społeczną.
Głównym bohaterem jest T. – sam o sobie mówi, że nie jest dobrym człowiekiem. Jednak sprawia on wprost przeciwne wrażenie, choć czynienie zła sprawiało mu niegdyś radość. Jego “przewinienia” poznajemy, gdy czyni on swoisty rachunek sumienia, leżąc w ciemnym pokoju ze swoja żoną na łóżku i trzymają się za ręce, w zupełnie opustoszałej kamienicy. Podczas jego spowiedzi dowiadujemy się, że znęcał się ona nad swoją młodszą siostrą, zmusił do aborcji swoją byłą partnerkę oraz okradał ludzi i manipulował nimi.
Świat bohaterów to świat pełen neologizmów i zabawy słowem. Ich życie mimo całej beznadziei miasta Ł. wydaje się być jakby magiczne i całkiem pociągające. Może to za sprawą ich humoru – często czarnego – chcielibyśmy na chwile pobyć razem z nimi. Stworzenie własnego języka, pełnego nowej semiotyki, językowych wariacji i frazeologizmów jest jakby kurtyną, dzięki której mogą odgrodzić się od świata absurdu, tragikomedii, biedy i beznadziei swojego miasta.
Równolegle z losami H. i T. poznajemy historie ludzi z ich dalszego i bliższego otoczenia. Są to historie, w których ironia losu, groteska przeplatają się ze sobą tworząc historie lekko przerysowane, a tragizm postaci jest tak wielki i absurdalny, że aż zabawny.
Sam bohater przechodzi mentalną rewolucję, a to za sprawą ukradzionej niegdyś figurki – prosiaczka swojej koleżanki z pracy, z Działu Transwizerunku. Figurka prosiaczka jest wyrzutem sumienia bohatera – przewija się ona do końca powieści, a T. co tydzień zabiera ją na ewangelickie msze, z nadzieją, że spotka właścicielkę figurki. A czym jest Dział Transwizerunku i dlaczego jest tak ważny dowiemy się z “Miasta Ł.”.
Dlaczego w powieści nie pada ani razu pełna nazwa miasta, w którym toczy się akcja? Hmm, być może dlatego, że autor chciał przekazać, że jest to miasto z wydanym wyrokiem i jest ono niczym skazaniec, którego danych nie można podawać do publicznej wiadomości. Podobnie jest z bohaterami, którzy niejako skazani są na beznadzieje swojego świata, choć usiłują z nią walczyć.
Piotr Wiernicki