Dzisiaj mało kto nie kojarzy nazwiska Lauren Oliver. Choć ta sympatyczna kobieta zadebiutowała powieścią “7 razy dziś”, to największy rozgłos przyniosła jej dystopijna trylogia “Delirium” o świecie bez uczuć, w którym miłość to amor deliria nervosa – choroba, której boi się ludzkość.
Czy zastanawialiście się kiedyś, jak wyglądałby świat bez uczuć i emocji? Myśleliście nad tym, czy potrafilibyście odnaleźć się w świecie zobojętniałym na absolutnie każdy aspekt ludzkiego życia? Taka perspektywa wydaje się przerażająca i póki co nam nie zagraża. Lena, główna bohaterka cyklu, żyła w tym koszmarze przez osiemnaście lat. Dopiero Alex wyciągnął do niej pomocną dłoń i pokazał potęgę miłości. Tyle, że Aleksa już nie ma, a Lena musi radzić sobie sama.
Gdy uciekła do Głuszy, wcale nie było lepiej. Doskwierały jej głód, samotność, smutek i nuda. Z pewnością nie tego spodziewała się po życiu z dala od Zombielandu, co w języku Odmieńców określa Portland. Pewnie dlatego z tym większą ochotą przystała do Ruchu Oporu, działając pod przykrywką w Nowym Jorku. Wszystko wydaje się iść w dobrym kierunku – do czasu, gdy Lena zostaje porwana przez grupę przestępców, a następnie zamknięta w celi z synem największego wroga Ruchu Oporu.
“Pandemonium” pod względem klimatu tylko odrobinę odstaje od swojej poprzedniczki. Jak każda historia, i ta musi iść do przodu, co skutkuje tym, że mniej mamy do czynienia z opisami uczuć i walki toczącej się w umyśle Leny, a więcej z wartką akcją, która dominuje w tym tomie. Tym razem skupiamy się na działaniach Ruchu Oporu, intrygach i życiu Leny w Głuszy i Nowym Jorku. Gdyby nie akcja z porwaniem, przemyśleń odnośnie miłości byłoby tutaj niewiele. Tylko od czasu do czasu w głowie głównej bohaterki pojawiałby się obraz Aleksa. Tymczasem autorka rozsądnie dawkuje informacje, dzięki czemu buduje napięcie od pierwszej aż do ostatniej strony.
Książka dzieli się na dwie części – “Wtedy” i “Teraz”. Ta pierwsza to wydarzenia pomiędzy ucieczką z Portland a powrotem do znieczulicy, natomiast druga to opowieść o działaniach Leny w Ruchu Oporu. “Wtedy” przedstawia nam dobitnie przemianę naszej bohaterki, co samo w sobie warte jest przeczytania, jednak minimalnie wieje nudą, jeśli porównamy je do “Teraz”, które jest dynamiczne, zmienne i emocjonujące. Zdecydowanie lepiej czyta się o wydarzeniach rozgrywających się w Nowym Jorku – jest i dramat, i intryga, i nawet nutka romansu.
I jest też Julian – postać wyjątkowa, niezwykle złożona i pełna sprzeczności, a mimo to w głębi ducha zdecydowana, czego właściwie chce od życia. Z początku czytelnik może mieć chęć rozszarpania Juliana na strzępy – jest taki sam jak Lena z pierwszych rozdziałów “Delirium”. Im bardziej jednak zagłębiamy się w jego historię, tym mocniej się z nim identyfikujemy. W końcowych rozdziałach możliwe nawet, że większość czytelników zapomni w ogóle, że był ktoś taki jak Alex, ponieważ Julian oczaruje ich wszystkich i nie zostawi miejsca dla kolejnej gwiazdy w powieści.
Przed przejściem do meritum warto zatrzymać się na chwilę przy języku, jakim raczy nas tłumacz. Nie jest to ta sama magia słowa, której byliśmy świadkami w “Delirium”, co z jednej strony smuci, a z drugiej cieszy, bo jakby nie patrzeć, Lauren Oliver momentami tworzy zdania tak, jakby za wszelką cenę chciała brzmieć naprawdę mądrze i poważnie. Być może ta kosmetyczna zmiana zaszła również w oryginale – jeśli nie, to chwała osobie odpowiedzialnej za tłumaczenie, że nieco złagodziła czasami wręcz irytujący styl autorki.
I na koniec bomba, która kilkukrotnie wybuchnie w trakcie lektury. “Pandemonium” to jedno wielkie zaskoczenie. Większość czytających będzie oburzonych ostatnią sceną, bo “jak można kończyć powieść w takim momencie”? Pomińmy fakt, że na pewno wszyscy się spodziewaliśmy takiego obrotu spraw. Zakończenie może i jest przewidywalne, ale w świetle wydarzeń na przestrzeni całej powieści i tak jest fajerwerkiem. Poza końcówką będzie zresztą jeszcze kilka takich sytuacji, w których brwi same będą się czytelnikowi układać w grymas zdziwienia i szoku.
Czy więc warto sięgnąć po tę książkę? Bez dwóch zdań. Oczywiście w pierwszej kolejności należy zapoznać się z “Delirium”, bo bez tej książki ani rusz, jeśli chodzi o dalszy rozwój wydarzeń. Niemniej jednak fani twórczości autorki będą zachwyceni. Miejmy nadzieję, że Oliver zakończy cykl w wielkim stylu, bo po tym, co działo się w tym tomie, możemy spodziewać się naprawdę emocjonującego zakończenia historii.
Angelika Wawrzyniak, www.zrecenzujemy.blogspot.com