Filmowe przygody Jamesa Bonda to jedynie kawałek wielkiego tortu, którego wisienką na torcie z pewnością jest muzyka. W jej skład oprócz tytułowej piosenki wchodzi również ścieżka dźwiękowa, będąca jedną z najbardziej charakterystycznych w filmowej branży. Thomas Newman po raz pierwszy w historii zabrał się za obrazowanie przygód agenta 007 i nie ukrywam, że była to niezła zagadka, czy kompozytor udźwignie brzemię, które na nim ciążyło. To zadanie nader trudne, biorąc pod uwagę, że powstały już 22. soundtracki, a każdy musi zawierać charakterystyczne elementy dla bondowskiej serii oraz coś nowego, dodanego przez danego twórcę. Newman podjął to wyzwanie, czego efekt możemy słuchać już od 30 października.
Cel był jasny: tchnąć życie w szpiegowską muzykę po raz kolejny, a jednocześnie sprawić, by doskonale pasowała do naszych czasów. Czasów kryzysu, muzyki elektronicznej i gnającego do przodu świata. Taka też jest ta muzyka – szybka i efektowna, ale nie stroniąca od komputerowego brzmienia. Spokojnie można ją określić jako kolaboracja klasycznej i nowoczesnej muzyki, przy czym ta wybuchowa mieszanka niekoniecznie musi eksplodować. Kompozytor cały czas czuwa, aby nie popełnić choćby jednego błędu; w tym wypadku jest jak saper – jedna pomyłka może go kosztować życie, gdyż spowoduje lawinę kolejnych. W soundtracku do “Skyfall” każda kolejna kompozycja jest w jakiś sposób połączona z poprzednią, obrazując jednocześnie daną scenę w filmie. Co więcej, oglądając kinową produkcję niejednokrotnie to muzyka bywa górą nad obrazem, niemal go tłamsząc. Pokazuje to tylko skalę tego przedsięwzięcia i solidną rękę Newmana, a czasem nawet jego nadgorliwość. Nie da się jednak ukryć, że kompozytorska maniera w tym przypadku okazała się słuszna – Bond w wersji melodyjnej zyskał polotu, świeżości i nowego przyspieszenia!
Jak już wspominałem, Newman znalazł równowagę i w odpowiednich proporcjach wyważył składniki – mowa tu o motywie przewodnim, stworzonym po raz pierwszy 50 lat temu przez Johnego Barry’ego i własnych elementach, dających wizję całości. Nic nie umyka czujnemu słuchowi kompozytora, choć to jego orkiestra czaruje publikę zgromadzoną przed odtwarzaczem lub w sali kinowej. Jakkolwiek na to nie spojrzeć, trzeba przyznać, że to jedna z lepszych kompozycji do filmu z serii Agenta Jej Królewskiej Mości. Autor muzyki do takich filmów jak “Gdzie Jest Nemo” czy “Żelazna Dama” po raz kolejny pokazuje jaki jest wszechstronny – nawet James Bond nie jest mu straszny. Teraz jestem już pewien, że Thomas Newman to kolejny agent na usługach MI6 i królowej Imperium Brytyjskiego…
Marek Generowicz