Za nami już 2/3 drogi, którą wybrał punkowo-rockowy zespół Green Day. Ścieżka choć prosta, wcale nie powiedziane, że prowadzi do celu. Co więcej pierwszy przystanek w postaci płyty “Uno!” mógł wprawić słuchaczy w konsternacje swoją prostotą i banalnością. “Dos!” udaje już bardziej ambitne, co może wskazywać na powrót we właściwe tory. Green Day może gdzieś się odnalazł w tej długiej podróży i zanim dotrą do wyznaczonego celu jeszcze uda nam się zakosztować pomarańczowo okładkowego wydawnictwa.
Na “Uno!” dano nam usłyszeć utwory swawolne, pisane na luzie i bez większej wartości artystycznej. Kalifornijski zespół już się trochę bardziej postarał tworząc “Dos!”, co od razu dało efekty w postaci przystępnej płyty. Wciąż dużo brakuje do powtórzenia sukcesu chociażby “American Idiot”, ale to zdecydowanie lepszy materiał niż na wspomnianym “Uno!”. Wciąż najgłośniej pracuje gitara, co zapewne jest znakiem rozpoznawczym Green Daya. Do akcji niekiedy włącza się także perkusja i to ten duet robi najwięcej hałasu na “Dos!”. Singlowe “Stray Heart” to wspomnienie starego, dobrego rock and rolla w nowym wydaniu. Green Day całą tą płytą robi ukłon w stronę zamierzchłych czasów, gdy na parkiecie królował Elvis Presley i jego hity. Rock And Roll to główne przesłanie wydawnictwa i trafia ono do mnie zdecydowanie bardziej niż pochwała szybkiego życia na “Uno!”.
Pozostaje teraz czekać na zwieńczenie tej niecodziennej trylogii. Jak się okazuje płyty różnią się od siebie diametralnie i każda odpowiada za poszczególną część twórczości Green Daya. Jak sami muzycy przyznają na “Uno!” starali się nagrać utwory punkowe, a na “Dos!” wesołe, rockandrollowe kawałki, których słuchanie przywołuje na myśl lata 70. ubiegłego wieku. Fani zespołu nie mogą wybrzydzać tym krążkiem – to charakterystyczna muzyka dla tego bandu. Jest skocznie, przebojowo, a przede wszystkim szybko. Aż chciałoby się powiedzieć idealna muzyka na XXI wiek…
Marek Generowicz