Wydana po raz drugi książka “Wypadek na ulicy Starowiślnej” Lucyny Olejniczak miała urzekać nie tylko przepiękną, stylizowaną na dawne lata okładką, ale także wyśmienitą fabułą stanowiącą mieszankę sensacji i romansu, osadzonego w Krakowie współczesnym oraz takim jakim był na przełomie XIX i XX wieku. Miała… bo niestety jej się nie udało. Dawno nie czytałam książki która okazała się tak mało porywająca.
Autorka przedstawia dwie opowieści. Jedna rozgrywa się współcześnie. Druga to XIX-wieczna historia rodziny bohaterki i jest to historia przez nią snuta – jeśli dobrze to rozgryzłam.
Pewnego dnia Lucyna znajduje w Internecie notatkę o swoim pradziadku Teodorze, który był sierżantem krakowskiej straży pożarnej. Zachęcona namowami swoich dzieci, postanowiła przeprowadzić śledztwo i dokopać się do swoich korzeni, by później napisać o tym książkę. Zaczyna więc gorączkowe poszukiwania informacji o swoim przodku. W poszukiwaniach pomaga jej Tadeusz – niezwykle pociągający dziennikarz. Co z tego wyniknie?
No właśnie. Co z tego wyniknie? Otóż, nic. “Wypadek…” to lektura autotematyczna w każdym calu, czyli: “Lucyna napisała książkę, o tym jak Lucyna próbowała napisać książkę”. Na dodatek użyła do tego niesamowicie pretensjonalnego tonu, a w samej treści można znaleźć kilka zaprzeczeń i błędów logicznych.
Andrzej Gumulak (dziennikarz i wydawca) powiedział, że książka ta zawiera w sobie wszystko to, co sensacyjna powieść mieć powinna. Powinniśmy zatem przewartościować hasło “powieść sensacyjna”, gdyż w moim mniemaniu jest to utwór posiadający wartką akcję, charakteryzującą się dramatycznymi zwrotami; na dalszy plan schodzą przeżycia wewnętrzne bohaterów, natomiast w “Wypadku na ulicy Starowiślnej” wszystko jest odwrotnie.
Nie pamiętam żeby kiedykolwiek powieść tak mnie nie znudziła. Fabuła jest nijaka i do niczego nie prowadzi, ratują ją tylko i wyłącznie niektóre opisy – ale niestety wbrew temu co twierdzi syn bohaterki, nie da się napisać książki bez fabuły.
– Mamo, o czym ty mówisz? (…) Ty jesteś pisarką. Przede wszystkim zapomnij o jakiejkolwiek fabule, bo się tylko skompromitujesz. Fabuła wyszła z mody kilkadziesiąt lat temu.
– Do czego właściwie zmierzasz? ? spytałam ostrożnie.
– Do tego, żebyś pisała tylko takie książki, jakie sama chciałabyś przeczytać.
Sami bohaterowie natomiast są bardzo sympatyczni, i to chyba jedyny przymiotnik jakim można ich określić.
Niektórzy, przedstawiają tę książkę, jako wyśmienity przewodnik po XIX-wiecznym i obecnym Krakowie. Rzeczywiście, barwnie prezentuje się w tej powiastce to dawne magiczne miasto, jednak fragmentów o nim mówiących jest jak na lekarstwo. Jeśli natomiast chodzi o współczesny Kraków to zamiast tej książki zdecydowanie polecam zaopatrzyć się w prawdziwy przewodnik, który może i będzie trochę droższy, ale dostarczy większej ilości informacji i emocji…
Żaneta Wiśnik