Gdy portal Duże Ka wraz z Instytutem Wydawniczym Erica zaproponowali mi tę powieść do recenzji, po zapoznaniu się z tematyką pozycji nie zastanawiałam się ani przez chwilę. Ja, Wrocławianka, na swój sposób zawsze zafascynowana przeszłością tego miasta, może nie na jakimś profesjonalnym poziomie poszukiwacza śladów historii, ale z chęcią czytająca opowieści z dawnych lat, najchętniej zasłyszane wprost od osób, które wówczas żyły, nie mogłam sobie odmówić przyjemności zapoznania się z tą lekturą. Mowa oczywiście o najnowszej powieści wrocławskiego prozaika, Jacka Inglota, zatytułowanej \”Wypędzony. Breslau-Wrocław 1945\”.
Tytuł jest wielce wymowny i od razu kieruje nasze myśli na odpowiednie tory. Rok 1945, odzyskanie ziem zachodnich, powrót \”piastowskiego\” Wrocławia, wysiedlenia. Ale także mordy, gwałty i szabrownictwo na globalną skalę. Do tego zniszczonego i wciąż dewastowanego miasta przybywa porucznik Armii Krajowej, Jan Korzycki, któremu udało się uciec z łap bezwzględnego ubeka, Kamana. To co zastaje w Breslau nie daje najmniejszych szans na rozpoczęcie tutaj jakiegokolwiek bytowania. Chowający się pod gruzami Niemcy, głównie starcy, kobiety i dzieci. Panoszące się wojsko sowieckie. I dzikie hordy polskich szabrowników, którzy nie wierzą, że Breslau ma szansę stać się Wrocławiem, w związku z tym trzeba wykorzystać ten moment i ogołocić konające miasto z tego, co jeszcze nadaje się do wywiezienia. Korzycki, pod zmienionym nazwiskiem, zostaje komendantem jednego z powstających posterunków Milicji Obywatelskiej i z garstką milicjantów próbuje zachować względny porządek w ogarniętym chaosem mieście. Jednocześnie chce ująć komendanta ukrywających się resztek niemieckich żołnierzy, który zarzuca miasto ulotkami nawołującymi Niemców do walki o Festung Breslau. W międzyczasie porucznik AK walczy także z szabrownictwem i przemocą w stosunku do bezbronnej niemieckiej ludności, a jednocześnie stara się nie wpaść w łapy UB. Czy mu się to uda? I kto naprawdę stoi za niemiecką propagandą? Zachęcam do sięgnięcia po tę powieść, aby znaleźć odpowiedzi na te i szereg innych pytań.
Nie nazwałabym \”Wypędzonego\” kryminałem retro, tak modnym i często eksploatowanym w ostatnich czasach. Myślę, że Jacek Inglot pokusił się o coś więcej. Oprócz wątków kryminalnych i sensacyjnych mamy tutaj historyczny rys tworzenia się polskiej społeczności na ziemiach odzyskanych, a sposób, w jaki to zostało przedstawione, sprawia, że jako mieszkanka Wrocławia zaczynam się zastanawiać, na jak wielu tragediach ludzkich została oparta moja obecność tutaj, dzisiaj, teraz. Te odwieczne dylematy zaczynają mieć szerszy i głębszy wymiar, po przeczytaniu tej książki. Autor pokazuje także odmienne opinie dotyczące samej idei II wojny światowej i przywództwa Hitlera. Nie tłumaczy Niemców, nie usprawiedliwia Polaków, pokazuje tylko racje jednej i drugiej strony. Przedstawia także stosunek Polaków do Żydów i na odwrót. Czytając to, zaczynam się zastanawiać, jak to w ogóle możliwe, że na takiej ziemi powstało tak piękne miasto, w którym mieszkam niemal od urodzenia? Dla mnie ta powieść, to nie tylko sensacja z wyższej półki, to także swoista lekcja historii i próba zrozumienia tego, co działo się w atakowanym przez Niemców, Polaków, Rosjan i hordy szczurów mieście. Polecam, naprawdę wartościowa i wciągająca pozycja książkowa.
Agnieszka Lingas-Łoniewska
– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
Dla jednych Breslau, dla drugich Wrocław, ziemia utracona i jednocześnie odzyskana. Oba okupione krwią ludzką przelewaną w wojennej pożodze oraz kiedy miasto dopiero zaczynało porządkować ruiny. Tysiąc dziewięćset czterdziesty piąty, rok zakończenia wojny,lecz trwającej wciąż w umysłach i nie tylko w nich. Zbrodnia nie jest niczym niezwykłym w tym czasie, po prostu jeszcze jeden element dnia powszedniego, w jakim niczym dziwnym nie jest odgłos strzałów czy też śmierć. Codzienność miejsca nazywanego jeszcze tak niedawno twierdzą, teraz jednego z wielu miejsc gdzie wojna odcisnęła swoje piętno, a ludzie próbują na gruzach odbudować chociaż namiastkę normalności. Rozpoczął się czas rozliczeń i to nie tylko pomiędzy zwycięzcami i przegranymi. Czasem trudno tych pierwszych odróżnić od tych drugich, radość zwycięstwa została wielu odebranym, a jego smak bywa często bardzo gorzki.
Rozpocząć wszystko od nowa, nie dlatego, że w końcu wojna dobiegła końca, lecz by ocalić życie. Konspiracja nadal musi trwać, cudze dokumenty i tożsamość nie zapewniają spokoju, jednak pozwalają przynajmniej na chwilę uciec zagrożeniu. Oglądanie się za siebie Jan Korzycki opanował po mistrzowsku, tak samo jak dostrzeganie zagrożenia w momencie, kiedy inni jeszcze go nie zauważyli. Jednak jak długo można żyć w nieustannym niepokoju rozpoznania? Na ile jeszcze wystarczy szczęścia by unikać lub wychodzić cało z pułapek? Każdy dzień może być tym być ostatnim. Wrocław wydaje się miejscem, gdzie w końcu można przyczaić się i spróbować żyć tak inni. Na ziemiach odzyskanych liczy się tu i teraz, bo przyszłość, wbrew zapewnieniom oficjalnych władz, wciąż jest niepewna. W takim klimacie łatwiej można wtopić się w tłum, w jakim obca twarz jest czymś normalnym. Gorzej natomiast kiedy trzeba zaprowadzić porządek, wtedy każdy wydaje się potencjalnym przestępcą, a gdy do tego dodać tych, dla których wojna wciąż trwa, niemożliwym wydaje się uporządkowanie takiego chaosu. Dawny Breslau w niczym nie przypomina metropolii sprzed kilku miesięcy, w tysiąc dziewięćset czterdziestym piątym roku to nadal pole bitwy, gdzie prawo nawet za dnia jest iluzją, natomiast po zmroku nawet i ona niknie. Korzycki znowu musi walczyć tym razem w barwach milicji, stary wróg nie złożył jeszcze broni, a nowy stale przypomina o swej obecności. Taka atmosfera nie sprzyja prowadzeniu dochodzenia, a od niego zależy czy wreszcie trwały spokój zawita na wrocławskie ulice. Z jednej strony Werwolf, z drugiej UB, pomiędzy nimi porucznik AK tropiący tych pierwszych i uciekający przed tym ostatnim. Ruiny sprzyjają zbrodniarzom, dają im schronienie i są dla nich ostatnią twierdzą.
Breslau został zdobyty, Wrocław dopiero się rodzi, a ludzie muszą stawić czoła przeszłości i przyszłości…
\”Wypędzony. Breslau – Wrocław 1945\” to panorama miasta, w jakim ściera się stare z nowym, nadzieja z utratą marzeń i ból jednostek z tragedią narodu. Na gruzach powoli odradza normalność, chociaż w tym momencie wydaje się ona bardzo odległa i w czasie i od tego miejsca. Na takim tle Jacek Inglot ukazuje bohatera, który obserwowany z boku wydaje się jednym z wielu sobie podobnych – chcących rozpocząć życie od nowa, ale gdy poświęcić mu więcej niż pobieżne spojrzenie dostrzega się całkiem inną osobę. Podobnie zresztą jest i z samym Wrocławiem, które nosi w sobie historię dwóch narodów, ale by to dostrzec trzeba sięgnąć za zasłonę tego, co wydaje się oczywiste. Kryminalny wątek jest jednym z kilku w książce Jacka Inglota i stanowi odzwierciedlenie wydarzeń, będących codziennością w tym okresie. Ważniejszym od niego wydaje się jednak motyw zbrodni i kary, jaki dotyczy zwykłych ludzi, postawionych z dnia na dzień przed społecznym sądem, w którym nie ma funkcji obrońcy, a jedynie rola sędziego. Wyrok wydaje się z góry wiadomy, zresztą czy mógłby być inny? Nie ma niewinnych, są za to ofiary, z jednej i z drugiej strony…
Katarzyna Pessel – Taki jest świat