Szwedzki pop od lat dawał o sobie znać w całej Europie. Trzeba tu wspomnieć Mansa Zelmerlowa, Danny’ego, Charlotte Perrelli czy najsłynniejszy, kultowy zespół ABBA. Muzycy z kraju północy mają pociąg do tworzenia przebojów, choć niestety często okazują się one jedynie sezonówkami. Czy podobnie będzie w przypadku Loreen, która po wygranej w Konkursie Eurowizji 2012, stała się międzynarodową gwiazdą, a jej singiel “Euphoria” wspiął się na szczyt list przebojów wielu europejskich krajów?
Póki co jej kariera zmierza w dobrą stronę. Właśnie wydaną płytą “Heal” określiła swój styl i image sceniczny. Ten krążek definiuje ją jako artystkę i wierzę, że nie będzie to debiut jednego roku, jak w przypadku wielu zwycięzców Konkursu Eurowizji. Krążek ten tylko potwierdza moje przypuszczenie, gdyż stanowi doskonałą furtkę do rozpoczęcia świetlanej kariery na europejskiej scenie muzycznej. Utrzymany jest w jednostajnej atmosferze, którą najlepiej zdefiniować jako mroczną i tajemniczą. Nad utworami, które z założenia się elektronicznym popem unosi się mgła, która dodaje kompozycjom niepewności. Jakby tego było mało, to sama artystka tonuje klimat odpowiednio manipulując swoim głosem. Wokal świetnie pracuje w partiach tanecznych, ale sprawdza się też w wolnych fragmentach, które jakoby są przeciwwagą dla szybkich i przebojowych przebojów.
Loreen nie przebiera w środkach i stosuje najprostsze metody, podchodząc do muzyki pop w sposób niejednoznaczny – choć z definicji to gatunek muzyki prostej, nieskomplikowanej, artystka próbuje go ubarwić, a nawet wpleść wielowarstwowość kompozycji. To pop w szlachetnej formie, choć nie zaprzeczę, iż “Heal” to album niepozbawiony wad. Najpoważniejszą jest szybkie znudzenie krążkiem, gdyż, mimo, że to utwory pisane z ambicją, to na dłuższą metę stanowią wtórną rozrywkę. Jednak to wydawnictwo pozwoli pokazać artystkę jako utalentowaną, nie bojącą się trudnych partii wokalnych Szwedkę, która szybko może podbić Europę…
Oby jej “Euphoria” nie powtórzyła historii “Satellite” i Leny, której sława została ograniczona do rodzimego kraju. Żeby jej sukces nie został zapomniany, jak sprzed roku “Running Scared” Eli & Nikki. I wreszcie, aby jej materiał zgromadzony na kolejnych płytach stanowił lepszą dawkę muzyki, niż to co przedstawiła parę lat temu Charlotte Perrelli. Póki co “Heal” to jedna z ciekawszych propozycji jakie wylansował Konkurs Eurowizji. Artystka skorzystała z danej jej szansy i pokazała Staremu Kontynentowi, że w szwedzkim popie wciąż jest siła. Loreen jest tego żywym przykładem…
Marek Generowicz