Aż chciałoby się powiedzieć “nareszcie!”, słuchając nowego krążka Bruno Marsa. Krytycy, jak i słuchacze, już dawno upatrywali w nim nową nadzieję, skromnie nazywając go kolejnym Jay Seanem czy wyolbrzymiając – nowym Michaelem Jacksonem. Na “Unorthodox Jukebox” Bruno Mars pokazuje niedowiarkom, że drzemie w nim wielka siła, a jego potencjał nie został w pełni wykorzystany na debiucie. A oto długo wyczekiwany album nieprzeciętnego muzyka z Hawajów!
“Doo-Wops & Hooligans” okazał się produktem komercyjnym, robionym na potrzeby kultury masowej, a nie zaspokojeniu własnej ambicji. Bruno się wyszalał, a jego romantyczne kompozycje pomału przechodzą do lamusa. Pora na nowe kawałki, zupełnie nową jakość, a co za tym idzie zmianę stylu. Artysta to wszystko serwuje nam na swoim nowym krążku, gdzie pop ściera się z R&B, a nawet muzyką reggae. Teoretycznie nic nowego w porównaniu do przebojowego debiutu, z tym, że “Unorthodox Jukebox” jest bardziej melodyjny, stonowany oraz po prostu aranżacyjnie ciekawszy.
Już porównanie “Locked Out Of Heaven” z nowej płyty i znanego hity “Just The Way You Are” wypada korzystnie dla tego pierwszego – jego świeżość i nietuzinkowość przebija przesłodkie wyznanie miłości sprzed dwóch lat. Również w pozostałych elementach najnowsze dzieło Amerykanina zostawia w tyle swojego poprzednika. Jednak takie porównania nie miałyby sensu, gdyby nie fakt, że ten utalentowany muzyk wyraźnie się rozwija, a jego progres jest widoczny gołym okiem. To już nie tylko skomercjalizowana muzyka dla nastolatek, ale niemal wybitne dzieło spod ręki fachowca. “Unorthodox Twenty” zawiera nie tylko pisane pod natchnieniem miłosnym teksty, ale też aranżacje, w których słychać, że artysta włożył serce i duszę, aby wyszło coś, co go charakteryzuje, a efekt finalny spełnia jego oczekiwania.
To krążek dopracowany, przebojowy i wszechstronny. Właśnie tego brakowało mi na “Doo-Wops & Hooligans”, który momentami był przekrzyczany, a z perspektywy czasu wygląda jak krążek jednego sezonu. Drugi w karierze Marsa album to już zupełnie inny świat, tak jakby wokalista nareszcie trafił na swoją planetę…
Marek Generowicz