Odliczanie się zakończyło! Green Day wydając swoją trzecią płytę w ciągu zaledwie paru miesięcy udowodnili, że dla nich nie ma rzeczy niemożliwych. Ten zespół nigdy nie trzymał się schematów, nie uległ szablonom, więc jego trylogia to w tym przypadku pochwała szybkiego życia oraz tęsknota za miłością. “Tre!” wieńczy serię obrazując, że Green Day najlepsze zostawił na koniec…
Płytę otwiera, choć to trochę zaskakujące… ballada! I to nie byle jaka, bo “Brutal Love” skupia się na delikatnych szarpnięciach strunami oraz pełnym wokalu Billiego Joe Armstronga. Na szczęście dalej zespół nie traci werwy, co przekłada się na jakość kompozycji. Na “Tre!” królują ballady, choć nawet te w wykonaniu Green Daya nie brzmią smętnie i melancholijnie. Band stara się skupić na rockowych balladach, gdzie wciąż ważnym elementem pozostanie ich charakterystyczna gitara.
Wszystkie trzy płyty nagrywane były w tym samym momencie. Trudno przyszło mi uwierzyć, że z tego może powstać coś dobrego, zdumiewającego. I prawdą jest, że wszystkie kompozycje wcale odkrywcze nie są. To kwintesencja “greendayowego” grania, gdzie szybkość jest górą nad dobrym tekstem, a przebojowość wygrywa z artystyczną wizją.
“Tre!” to najlepsze płyta z całej serii przez połączenie chwytliwych melodii z pogranicza punk-rocka oraz ballad, które wciąż stanowią ich mocną stronę. Właśnie tego brakowało mi na jednolitym, przeciętnym “Uno!” oraz wciąż niedopracowanym “Dos!”. Na tle tych pozostałych “Tre!” wygląda naprawdę dobrze, choć wciąż daleko mu do największej płyty w ich karierze “American Idiot”. Zwieńczenie muzycznej trylogii to wciąż to, za co kochamy Green Day!
Zespół na pewno zrobi sobie teraz dłuższą przerwę wymęczeni trudami nagrywania aż trzech płyt naraz. Mimo, że lada dzień wyruszą w trasę koncertową promującą te trzy wydawnictwa, jestem przekonany, że band uda się potem na zasłużone wakacje. Szkoda, że wszystkie trzy płyty nie trzymają równego poziomu, a utwory świetne przeplatają się z przeciętnymi, ale “Tre!” pokazało, że to wciąż ten sam zespół i nawet mimo lekkiego wahania formy na “Uno!” i “Dos!” wciąż pozostają jednym z najlepszych zespołów łączących punk i rock w przebojowe, nieraz komercyjne utwory. Pracoholicy? Nie, po prostu wiedzą, jak sprawić radość swoim fanom. Potrójną radość, jakby na to nie patrzeć…
Marek Generowicz