Czy Polskę, szczególnie w obecnej sytuacji, można w ogóle przyjmować na poważnie (co niektórzy powiedzieliby, czy można ją przyjmować na trzeźwo)? Mimo iż wychowani w patriotycznym duchu tego patriotyzmu mamy w sobie niewiele, a kolejne posunięcia rządzących (żeby nie było – różnych opcji), utwierdzają nas w przekonaniu, że czas opuścić ten kraj. Kraj, w którym każda inicjatywa przypomina sianie na betonie, w którym panuje wyłącznie złudzenie demokracji, w którym wyjście przed szereg jest nie tylko niemile widziane, ale i piętnowane.
Są jednak tacy, którzy z tego kraju nie wyjeżdżają, a co więcej – wracają do niego. Co prawda miało to miejsce w 2009 roku, a powrót z UK zamiast z tarczą odbywał się raczej na tarczy, ale jednak. Co więcej, wracają do Stolicy, bo przecież z zagranicy trudno jest wrócić do rodzinnej miejscowości, trzeba od razu do Warszawy. Tym bardziej że mieszkają tam rodzice, którzy przygarną chłopaka na dorobku, który się niczego nie dorobił…
O tym, jak zbiera się kapustę i jak bardzo bolą w wyniku tej pracy plecy, o tym, jak sprzedać Polskę Żydom, jak przestrzegać prawa i sprawiedliwości (zbieżność przypadkowa) na osiedlu, jak odegrać romantyczną scenę balkonową w polskich realiach czy jak zdobyć mieszkanie przez zasiedzenie przekonamy się dzięki kolejnej już części książki \”Edukacja\”. Po \”Emigracji\” czy ?Kronikach koronawirusowych? nadeszła pora na kolejne mocne uderzenie ciętego języka, dobrego humoru, ale i smutnej refleksji. Czytelnicy, którzy sięgnęli po poprzednie książki autora, doskonale wiedzą, czego po opublikowanej nakładem Wydawnictwa W.A.B. książce mogą się spodziewać. Ci natomiast, dla których to pierwsze spotkanie z jego twórczością, będą z pewnością zaskoczeni i – w zależności od oczekiwań oraz dystansu do siebie, oraz do świata – zachwyceni lub zdegustowani.
Mnie autor niestety nie przekonywał i nie przekonuje, a zlepek wolnych myśli krążących koło danego tematu ujęty w słowa, zupełnie nie porywa. Mimo tego nie można odmówić mu mistrzowskiego operowania tym słowem, z którego utkana jest słodko-gorzka opowieść o Polsce i o życiu. Autor jawi się jako typowy reprezentant pokolenia po PRL-u, nieco roszczeniowego, sceptycznego wobec wszystkiego, co ich dotyczy bezpośrednio lub nie, pozbawionego większych niż oglądanie kolejnego serialu ambicji. Oczywiście, jakby w kontraście, obserwować możemy jeszcze większą degenerację pokolenia kolejnego, posługującego się sprawnie specjalistyczną łaciną kuchenną i tak naprawdę niczego od życia nieoczekującego.
Z opowieści autora wyłania się Polska, która może być ciekawym zjawiskiem do badania i doskonałym polem do popisu dla socjologów czy formułujących kolejne światłe teorie psychologów. Polska nieco przaśna, swojska, naznaczona historią, niekompetencją władzy i biernością obywateli. Polska, którą tylko dystans do siebie i czarny humor pozwalają znosić w codziennym obcowaniu. Dokładnie zresztą taka, jak omawiana książka – intrygująca, ale w dłuższej perspektywie czasu zbyt męcząca, by odczuwać przyjemność obcowania z nią.
Justyna Gul