W tym roku, zwłaszcza w sierpniu obchodziliśmy setne rocznice związane z sukcesami Polski w wojnie z Bolszewikami. Kwarantanna, różnego rodzaju obostrzenia sprawiły, że niestety nie fetowano tych sukcesów z należytym sukcesem, zresztą częste przekonanie, że Polacy świętują tylko swoje klęski, może sprawia, że tak naprawdę nie chcemy debatować o zwycięstwie. Piętnasty sierpnia kojarzy się nam ze świętem kościelnym, a statystyczny Polak zapytany o Cud nad Wisłą zacznie się plątać w zeznaniach. Nie odnotowałam jakiegoś wysypu książek na stulecie Cudu nad Wisłą. Nie kojarzyłam książki Szable i cekaemy z tą tematyką myślałam, że będzie to jakiś przegląd broni, może album, a może to po prostu znak, że muszę zacząć czytać opisy, zanim uznam, że wiem, o czym jest książka i nim zamówię.
Książka to zbudowana na faktach opowieść o wojnie polsko-bolszewickiej. Obserwujemy prawdziwych ludzi, są zdjęcia, relacje, które autor dynamizuje, czy dodaje coś od siebie? Może bardziej sprawia, że bohaterowie sprzed stu lat są nam bardziej bliscy, mówią językiem zrozumiałym. Czy to Piłsudski, czy malowniczy ułan, czy też ambitna, kochająca Polskę sanitariuszka? Poznajemy cały przekrój społeczeństwa, od samych szczytów, do losów ludzi biednych, rabowanych gdzieś na rubieżach. Możemy poznać kulisy wojny, oblicze państwa, które nie są często poruszane w przestrzeni publicznej, natomiast wie o tym każdy, kto zajmował się historią II RP w jakimkolwiek aspekcie. Mamy kraj bardzo biedny, pogrążony w wojennym spustoszeniu, szalenie podzielony, w końcu kiedyś były trzy zabory, każdy ze swoimi zasadami, jeden Naród, ale trzy różne charaktery. A tu ledwo zdążyliśmy pozbierać korki po szampanie strzelającym nad odzyskaną wolnością, a tu przyszło nam się zmierzyć z nową wojną. Przygnębiający to obraz.
Nigdy jakoś szczególnie nie ekscytowałam się historią wojny polsko-bolszewickiej, dlatego w sumie ta powieść była dla mnie odkryciem, dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, ba nawet z amerykańskimi lotnikami pojechałam do Lwowa i mogłam poznać ten mniej znany epizod współpracy z Sojusznikiem zza Oceanu. Przez tę książkę jeszcze bardziej znielubiłam Marszałka. Nie wiem jednak, czy dla kogoś, kto zna temat ta książka, będzie czymś odkrywczym, powinna być ciekawym pomysłem, na wczucie się w klimat tej wojny, chociaż chyba nie myślałam o niej do tej pory w ten sposób. To naprawdę musiało być coś bardzo przygnębiającego. Bardzo dużo informacji ciekawych od klimatu międzywojennej stolicy, przez sojusz z Petlurą po zaglądanie za linię frontu do obozu Budionnego, mnie bardzo zafascynował inny rosyjski wątek, a mianowicie wątek emigrantów z Piotrogrodu, ale ja do tego miasta mam sentyment, więc mogę być nieobiektywna.
Katarzyna Mastalerczyk