Po prozę Laurenta Bineta miałam okazję sięgnąć przy okazji fenomenalnej powieści \”Siódma funkcja języka\”, która mnie jako filologinię urzekła splotem barwnej fabuły z lingwistycznymi smaczkami. Ciekawa jestem, czy \”Cywilizacje\”, czyli historia alternatywna, w której autor stawia na głowie epokę Wielkich Odkryć Geograficznych, tak samo będzie bawić historyków.
\”Cywilizacje\” rozpoczynają się od stylizowanej na islandzkie sagi opowieści o nordyckich bohaterach. Ich centralnymi postaciami są jednak nie dzielni herosi, lecz kobiety – założycielki i matki kolejnych społeczności, protoplastki cywilizacji obu Ameryk. Ta opowieść to zabawa Bineta z teorią, w myśl której pierwszym \”odkrywcami\” Ameryki byli wikingowie. Bezpośrednio od niej, od mitu założycielskiego nowej cywilizacji, autor przechodzi do sedna swojej opowieści. Witamy w roku 1492. Krzysztof Kolumb, owszem, dotarł do swoich \”Indii\”, ale nie wszystko poszło tak, jak zakładał. Europejska wyprawa zostaje spacyfikowana przez Inków, a sam odkrywca staje się kimś na kształt błazna przy dworze inkaskich władców, bawiąc ich dzieci opowieściami o Starym Świecie. Nie spodziewa się, że te opowieści rozpalą wyobraźnię późniejszej księżniczki i zaowocują ekspedycją na wschód, ekspedycją, która odmieni oblicze szesnastowiecznej Europy… Na czytelnika czeka podróż przez historię widzianą oczami przybyszów z Dalekiego Zachodu, kwestionowanie wiedzy o dawnych czasach, pasjonujące bitwy i misternie spleciona fabuła. A czy Europa stanie się Nowym Światem w tej wersji historii? To już musicie sprawdzić sami.
Nie mogę powiedzieć, żeby powieść Bineta, mnie zaskoczyła. \”Siódma funkcja języka\” dała mi dość dokładne pojęcie o możliwościach literackich i ideowych francuskiego pisarza. \”Cywilizacje\” to rozrywka wyborna, choć nie dla każdego – próżno tam szukać dynamicznych scen i znakomitych ripost. Binet doskonale odwzorowuje kronikarski styl, niekiedy epicki, to znów przesadnie wręcz lakoniczny i surowy. Nie sposób pisania przekazuje emocje, lecz dopiero obrazy, jakie rodzą się w głowie podczas lektury. Jej cechą wywoławczą jest bowiem to, co Wiktor Szklarski w pierwszych dekadach XX wieku nazwał \”chwytem udziwnienia\”: zabieg polegający na przedstawieniu znanych faktów, wydarzeń, procesów z punktu widzenia osoby, która nic o nich nie wie. Doskonale nam znaną historię Europy w XVI wieku poznajemy z perspektywy Inków, świeżo przybyłych na \”Stary Kontynent\” i próbujących dopiero pojąć sens pewnych europejskich praktyk, dość zakorzenionych w naszym kręgu kulturowym, by nikogo już nie dziwić. Spojrzenie z zewnątrz na reformację, na upadek skostniałej wersji katolicyzmu, inkwizycję czy wewnętrzne wojny wychodzi Binetowi bardzo autentycznie i przejmująco, a język, choć absolutnie współczesny, wespół z linią fabularną oddaje ducha opisywanych czasów. Jedyne, co nie urzekło mnie w tej książce, to część ostatnia, przywracająca \”wewnętrzną\” perspektywę i będąca niejako komentarzem do całej tej alternatywnej historii. Binet wybrał ciekawego narratora i zastosował całkiem na miejscu zabieg stylistyczno-fabularny, ale mimo to miałam wrażenie lektury przydługiego posłowia. O wiele bardziej uderzające byłoby zakończenie powieści wraz z zakończeniem inkaskiej eskapady. Nie zmienia to natomiast ogólne, bardzo dobrego wrażenia, jakie wywarły na mnie \”Cywilizacje\”. Powtórzę: to nie jest powieść dla każdego, ale pasjonaci historii alternatywnych, kronikarstwa i komunikacji międzykulturowej na pewno znajdą w niej coś dla siebie.
Joanna Krystyna Radosz