Dopierco co “Django” wszedł do polskich kin, a z miejsca stał się hitem. Podobnie rzecz ma się z soundtrackiem, nad którym czuwał sam Quentin Tarantino. Ten słynny reżyser starannie dobrał utwory, które oddają ducha opowiadanej przez niego historii. A wszystko to czynione w hołdzie starym dobrym westernom z charakterystyczną specyfiką retro. “Django” to już nie tylko film, ale również muzyka…
Pod tym hasłem kryje się szereg kompozycji przywołujących na myśl wielkie plantacje, olbrzymie tereny prerii oraz samotnych, niemal opuszczonych miasteczek na Dzikim Zachodzie. Wstawki z dialogami z filmu miały pomóc w wizualizacji tych obrazów, jednak zazwyczaj jedynie przeszkadzają słuchaczowi rozkoszować się iście genialną muzyką. Te stare, acz jare kawałki mają swój klimat. Nie dosięgły ich wszechobecne macki komercji, soundtrack brzydzi się popem, a sam Quentin starannie przekopał swój dom w poszukiwaniu odpowiednich utworów na tę płytę. Co więcej postanowił przenieść na album wersje winylowe, z charakterystycznym odgłosem igły gramofonu oraz pojedynczymi trzaskami.
Na potrzeby filmu powstało jedynie parę kompozycji, w tym Johna Legenda. Jednak nie ukrywajmy, że to piosenki sprzed lat robią największą furorę – od motywu przewodniego “Django” aż po “Freedom” w wykonaniu Anthony Hamiltona i Elayny Boynton. Znajdziemy tu także same wersje instrumentalne, będące częścią ścieżki dźwiękowej do filmu Tarantino. Ich kwintesencją są oczywiście motywy westernu, od których autorzy nie stronią i za każdym razem przywołują. Słuchacz może odczuć wrażenie, jakby naprawdę przebywał na Dzikim Zachodzie. Nawet kompozycja hip hopowa spełnia tu swoją rolę, choć paradoksalnie gatunkowo nie pasuje do historii niewolnika Django sprzed wojny secesyjnej.
“Django” to jeden z najlepszych soundtracków ostatnich lat. Nie spodziewajcie się samych instrumentaliów, bo Quentin chciał tego uniknąć. Postawił na utwory znane z wcześniejszych westernów. Dla polskiego widza, a w tym przypadku również słuchacza będzie to raczej nowość. Amerykanin odszuka tu licznych powiązań, nam pozostaje rozkoszować się doskonałością nagrań i solidnym trzymaniem się klimatu, jaki w filmie tworzy Django i jego towarzysz dr King Schultz.
Marek Generowicz