Każde miasteczko skrywa jakieś sekrety. Niektóre mają ich na koncie całkiem sporo… Zwłaszcza odizolowane od reszty Anglii Rotherweird, w którym wciąż obowiązują zasady sprzed wieków. Wśród nich jedna najważniejsza – absolutny zakaz zgłębiania historii miasta. W tym owianym tajemnicą miejscu obcy nie są szczególnie mile widziani, a nawet mieszkańcom okolicznych wsi nie wolno pozostawać tu na noc. Jednak, jak to mówią, oliwa na wierzch wypływa. Każdy sekret prędzej czy później znajdzie się w kręgu zainteresowań jakiegoś \’dociekliwca\’.
Pierwszym z nich wkrótce okazuje się Jonah Oblong. Wyrzucony z poprzedniej szkoły nauczyciel długo nie może znaleźć nowej pracy. Kiedy trafia na ogłoszenie szkoły w Rotherweird, nie zastanawia się zbyt długo. Po udanej rozmowie kwalifikacyjnej przyjmuje posadę, zgadzając się na wszystkie postawione mu warunki, w tym obowiązek nauczania tylko i wyłącznie historii najnowszej. Nietrudno się domyślić, że lojalność wobec pracodawców w końcu i tak przegra z ciekawością. Jednak nie tylko Oblong będzie szukał odpowiedzi na nurtujące go pytania. Do miasteczka przybywa również pewien ekscentryczny milioner, sir Slickstone, który już od pierwszych dni pobytu wykazuje niezwykłe zainteresowanie Rotherweird i sprawami jego mieszkańców. Tajemnice już nie są bezpieczne, a kiedy ujrzą światło dzienne, kto wie, co się wtedy stanie…
Akcja powieści rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych. Teraźniejszość przeplata się z dość odległą przeszłością, bo sięgającą XVI wieku. W 1558 roku dwanaścioro dzieci o niezwykłych talentach zostaje ukrytych przez Marię Tudor w niewielkim miasteczku. Dlaczego i po co? Czytelnik zagłębia się w świat tajemnic, intryg i pozornie niezwiązanych ze sobą wydarzeń, by wreszcie wraz z bohaterami odkryć całą prawdę o Rotherweird. Czeka go jednak długa i pełna niespodzianek droga. W tę podróż warto zaopatrzyć się przede wszystkim w… mocną kawę. I wytrwałość.
Bowiem opowieść, jaką snuje Andrew Caldecott, nie należy do łatwych. Świat przedstawiony w książce jest dość rozbudowany. Autor nie szczędzi odbiorcy rozległych opisów. Początkowo ta szczegółowa charakterystyka miasta, znajdujących się w nim budynków i uliczek, a także mieszkańców i ich codziennych zwyczajów jest do przełknięcia. Jednak im dalej czytelnik brnie w całą historię, tym wyraźniej widzi, że nadmierne skupienie Caldecotta na detalach rozwiewa aurę tajemniczości. Tym bardziej że często są to detale zupełnie nieistotne dla przebiegu wydarzeń.
Mnogość wątków i postaci niejednokrotnie przyprawia o ból głowy. Prawdopodobnie dlatego na początku książki znajduje się spis bohaterów (choć w przypadku ebooka to raczej mało wygodna opcja). Kreacja postaci utrzymuje się na średnim poziomie. Autor nie zagłębia się zbyt mocno w ich psychikę, skupiając się bardziej na tym, co czynią i jakie są tego skutki. Nie wyposaża bohaterów w zbyt wiele cech osobowościowych, a jedynie w kilka, do tego najczęściej nieco przejaskrawionych. W konsekwencji czytelnik poznaje szereg dziwnych, groteskowych osób. Nie sposób ich nie polubić, ale też chciałoby się czegoś więcej poza pewną dozą sympatii. Część bohaterów nie wnosi niczego konkretnego do fabuły i spokojnie mogłaby zostać pominięta, co z pewnością wpłynęłoby pozytywnie na dynamikę akcji.
Pomysł na fabułę jest ciekawy, jednak wydaje mi się, że autor nie wykorzystał w pełni jego potencjału. Poszczególnym wątkom brakuje nieco spójności. Choć w wykreowanym świecie jest wszystko to, co powinno w nim być – tajemnice, czyhające niebezpieczeństwo, elementy magiczne – niektóre mechanizmy, które tym światem rządzą, wydają się mało logiczne. To dla mnie nie do końca zrozumiałe, że ten sam Caldecott, który z taką dbałością o szczegóły opisuje wygląd miasta, nie odpowiada na wiele nurtujących czytelnika pytań.
Autor bardzo powoli buduje napięcie, a kiedy już akcja nabiera nieco tempa, rozwiązanie zagadki wywołuje u odbiorcy spory niedosyt. Czytelnikiem targa wiele wątpliwości, a przede wszystkim jedno najważniejsze – czy dać szansę kolejnym częściom trylogii, kiedy już się ukażą. Bo książkę ciężko zaszufladkować, nie jest to pozycja ani kiepska, ani wybitna, ale też trudno powiedzieć, że jest przeciętna. Ma mocne i słabe strony, a każdy czytelnik musi sam zdecydować, które z nich przeważą szalę.
PS Ta książka uświadomiła mi, że nie warto sugerować się opisami i hasłami reklamowymi zamieszczonymi na okładce. \”Miasteczka Rotherweird\” absolutnie nie porównałabym do Harry\’ego Pottera dla dorosłych.
Monika Halman