Jeden z najciekawszych filmów obyczajowych jakie przyszło nam oglądać. Przenosimy się do roku 1957, gdy rozpoczynała się wielka rewolucja w amerykańskiej obyczajowości.
Właśnie opublikowano raport Kinseya o zachowaniach seksualnych Amerykanów, a w Chicago Hugh Hefner założył “Playboya”. Ale w willowym osiedlu w Connecticut jest jeszcze po staremu: zachowawczo, dostatnio, wzorowo. Cathy Whitaker (w tej roli zasłużenie nominowana do Oscara brawurowa Julianne Moore) to wzorcowa żona, matka, pani domu. Modnie ubrana, z nienagannymi manierami, nieskazitelna. Tak doskonała, że miejscowy magazyn ilustrowany postanowił jej poświęcić cały artykuł.
A jednak to nie jest takie niebo, na jakie z daleka wygląda. Mąż Cathy (grany przez Dennisa Quaida) okazuje się nie tylko odnoszącym sukcesy biznesmenem i ojcem dwójki dzieci, ale także? gejem. Cathy nakrywa go gdy całuje się z mężczyzną; namawia na terapię. Jest rok 1957 więc jeszcze wierzą, że “to się da wyleczyć”. Ale się nie da. Cathy traci grunt pod nogami. Psychiczne oparcie znajduje w niewłaściwym miejscu: oferuje je syn ogrodnika, Murzyn. Dla sąsiadów wzorowej rodziny to gorsze od homoseksualnych skłonności męża Cathy. Stąd już tylko krok do ostracyzmu i odrzucenia. Daleko, bardzo daleko od nieba.
Świetny film, z pięknymi zdjęciami, rozumną powściągliwą reżyserią i drobiazgowo przemyślanymi rolami aktorskimi. Amerykańskie kino obyczajowe w najlepszym wydaniu!