Studio Walt Disneya od wielu lat tworząc kino familijne ukształtowało swój wizerunek na tym polu. Wiadomo, że to produkcje specyficzne, nastawione na szerokie grono odbiorców i na widzów w różnym wieku. Dostosować do tych wymaganiach pewne kinowe wartości, a następnie ubrać je w charakterystyczny dla Walta Disneya moralizm to spora sztuka. Po raz kolejny podjęto się jej przy okazji nowego filmu z tej wytwórni Walta Disneya – “Niezwykłe Życie Timtohy Greena”.
Historia ta opowiada o pewnym małżeństwie, którzy bardzo pragną dziecka, jednak w ich przypadku jest to niemożliwe. Zrozpaczeni piszą na kartkach swoje życzenia, co do dziecka, którego nigdy mieć nie będą. Symbolicznie wrzucają je do szkatułki i zakopują w swoim ogródku. Jakże wielkie jest ich zdziwienie, gdy następnego dnia w ich sypialni pojawia się mały, szczerze uśmiechnięty chłopiec, który przedstawia się jako Timothy, a ogródek jest cały rozkopany. Co więcej nogi chłopca obrośnięte są przez liście. Magia istnieje, a to małżeństwo jest tego najlepszym przykładem!
Kolejne sceny to już perypetie z życia Timothy’ego. Są to jedynie wariacje na znane nam motywy, jak mecz baseballa czy brak umiejętności odnalezienia się wśród rówieśników. Przez to opowieść dużo traci, gdyż widz ma wrażenie, że to wszystko już widział. Co więcej historia ta nie jest dostosowana do odbiorców dziecko-rodzic. Ten drugi szybko się zanudzi ckliwymi, nijakimi wydarzeniami z życia chłopca-rośliny. Aktorzy także nie pomagają średniej jakości scenariuszowi – zarówno świetna na ogół Jennifer Garner, jak i jej partner Joel Edgerton wpisali się w konwencję “dużo uśmiechu dobre na wszystko”. Oprócz białych zębów, nie pokazują kompletnie nic. Nie wnoszą do produkcji tego, czego oczekuje się od gwiazd tego formatu.
Oczywiście jako kino familijne sprawdza się w niektórych przypadkach, o ile lubicie proste, niemal szablonowo wzruszające historie ze świata snów. Nie liczcie na fajerwerki, moc uniesień, którą na ogół gwarantuje nam Walt Disney. Czuję, że będzie to kolejna zapomniana produkcja, jaką stworzyła ta wytwórnia. Szkoda, bo widziałem tu spory potencjał. Wydaje mi się, że “Niezwykłe Życie Timothy Greena” zgubiła ich własna broń – tęsknota za prawdziwym kinem familijnym…
Marek Generowicz