Zamieszkanie w tej ekskluzywnej dzielnicy miało być dla Alice i Leo ukoronowaniem ich związku. Szczególnie że choć parą byli od dłuższego czasu, to tak naprawdę niewiele chwil spędzali razem. Nowy dom był przepiękny, a do tego mieszczący się w ich możliwościach finansowych. Do szczęścia tej dwójce – przynajmniej na razie – nic więcej nie było potrzeba. Co prawda Alice nie wiedziała, dlaczego jedna z sąsiadek jest do niej uprzedzona, ale bynajmniej nie spędzało jej to snu z powiek. Do czasu, aż czysty przypadek sprawił, iż poznała prawdę o Ninie, poprzedniej lokatorce. Kobieta została zamordowana w sypialni, a za winnego uznano jej męża. Ponoć do tragedii doprowadziła… zazdrość. Wszyscy sądzili bowiem, że zmarła ma romans, co doprowadziło jej męża do wściekłości. Alice nie może uwierzyć, że sąsiedzi tak łatwo uwierzyli w winę życiowego partnera zamordowanej terapeutki- podpytywani przez nią twierdzili, że mężczyzna był spokojnym, kochającym żonę człowiekiem. I co więcej, uważali się za jego przyjaciół. Skąd więc ta zmiana nastawienia…?
Niedopowiedzenia, nieścisłości i mur milczenia, w jaki notorycznie uderzała główna bohaterka, pytając o Ninę, sprawiły, iż postanowiła rozpocząć własne śledztwo. Szczególnie że w jej domu zawitał ktoś, komu również zależało na odkryciu prawdy odnośnie tamtego dnia.
Czy zbrodnia idealna istnieje? Co tak naprawdę starają się ukryć mieszkańcy przed dociekliwą “nową”?
Twórczość B. A. Paris przyciąga rzesze czytelników; ja jednak do momentu przeczytania Terapeutki miałam na swoim koncie czytelniczym zaledwie jedną książkę autorki, Na skraju załamania. Wiadomo jednak, jak to jest z płodnymi literacko autorkami/autorami – jeden utwór jest świetny, drugi niekoniecznie. Dlatego nie byłabym sobą, gdybym nie chciała się upewnić, jak to jest w przypadku tej pisarki. I choć nadal uważam, że dwie przeczytane książki to za mało, by przechylić szalę na korzyść lub niekorzyść, to jedno mogę powiedzieć bez wyrzutów sumienia- bardzo dobrze bawiłam się przy tej lekturze.
Małe, urocze i bijące po oczach prestiżem osiedla – ciekawa jestem, czy w rzeczywistości mieszkańcy tej małej społeczności również są tacy, jak opisują ich autorzy w książkach. Wiecie, to coś jak najpopularniejsza grupka w szkole, która mimo niesnasek wewnątrz niej trzyma się razem, bo tak po prostu wypada. I podnosi status należących do niej osób. Wiadomo, że mieszkając na zamkniętym osiedlu, z określoną grupą osób trzeba nawiązać jakąś nić porozumienia, by żyło się wygodnie i bezproblemowo (w końcu nie ma nic gorszego niż kłótliwy sąsiad). W przypadku miejsca, które obrali sobie do życia Alice i Leo, sprawa ma się podobnie- wszyscy są niezwykle uczynni, aczkolwiek milkną za każdym razem, gdy w rozmowie wychodzi temat zmarłej kobiety. Owszem, można zrozumieć, że ta sprawa jest na tyle delikatna i przykra dla mieszkańców, że nie chcą o niej rozmawiać z nową sąsiadką. Z drugiej jednak strony jesteśmy tylko ludźmi i uwielbiamy wszelkiego rodzaju sensacje, lubimy o nich rozmawiać, rozważać różne wersje. Szczególnie że udział męża w morderstwie nie wszystkich przekonywał; ostatecznie zdążyli go dość dobrze poznać. Nikt jednak nie stanął w jego obronie, co tym bardziej zastanawia Alice. I daje kolejny argument do prowadzenia własnego śledztwa.
Terapeutka jest taką książką, którą czyta się w ekspresowym tempie. Mamy morderstwo, tajemnicę i straumatyzowaną w jakimś stopniu główną bohaterkę, która nie spocznie, póki nie pozna prawdy. Taki sposób przedstawiania historii przewijał się już wielokrotnie w ramach gatunku, choć wiadomo, że jedni wykorzystują pomysł lepiej, drudzy niekoniecznie. Pani B. A. Paris poradziła sobie z obraną historią bardzo dobrze, wyciskając z niej wszystko, co tylko mogła. Dzięki temu czytelnik czuje się dopieszczony i może skończyć lekturę z poczuciem, że wyciągnął z niej tyle, ile się dało. Oczywiście nie mogę powiedzieć, że pomysł na fabułę był mega oryginalny, poniekąd opiera się on na wspomnianym już wcześniej schemacie “morderstwo-tajemnica-główna postać z tragiczną przeszłością”, w tym przypadku nie mamy jednak poczucia, że autorka zaserwowała nam tzw. “odgrzewanego kotleta”.
Uważam, że fanów twórczości tej pisarki nie muszę namawiać do sięgnięcia po jej najnowsze literackie dziecko, z kolei tych, którzy jeszcze nie mieli okazji sięgnąć po książki B. A. Paris, zachęcam. Może nie powali na kolana, ale na pewno zaintryguje.
Katarzyna Pinkowicz