Z twórczością Macieja Kaźmierczaka nie miałam wcześniej styczności, mimo że młody autor ma już na koncie kilka powieści, a także kilkadziesiąt opowiadań. Przyglądając się tekstom z jego dorobku, można zauważyć, że są to głównie horrory, często ze wplecionymi wątkami nadprzyrodzonymi. Z ciekawością, ale i pewnym niepokojem sięgnęłam po książkę Martwy ptak, która odbiega gatunkowo od wcześniejszych pozycji Kaźmierczaka. Nie jest to bowiem powieść grozy, lecz kryminał. Widoczne są tutaj co prawda upodobania autora, jego słabość do mrocznych scen, do kreowania ponurej, gęstej, wzbudzającej grozę atmosfery. Jednak wszystko z zachowaniem względnego realizmu. Czytelnik może liczyć na kawał naprawdę niezłej lektury.
Akcja powieści początkowo toczy się powoli, lecz im bliżej do finału, tym bardziej nabiera tempa. Na sam koniec, tuż przed końcowymi scenami, znowu zwalnia, co potęguje uczucie niepokoju, trzymając czytelnika w sidłach napięcia. Fabuła podąża za rozwiązaniem w porządku chronologicznym, nie ma tu przeskoków pomiędzy liniami czasu. Wspomnienia jednej z głównych postaci pojawiają się tu i teraz, nie zaburzając rytmu wydarzeń. Pozwala to głębiej wniknąć w codzienność bohaterów oraz w śledztwo prowadzone przez policjantów.
Bohaterowie wykreowani przez Kaźmierczaka są bardzo różnorodni, nie tylko pod względem charakterów czy sposobu bycia, ale również poziomu dopracowania. Dużo uwagi autor poświęcił Laurze, młodej artystce, która fascynuje się śmiercią i uwiecznia ją na swoich obrazach. Przez to zostaje wplątana w sprawę seryjnego mordercy. Jednak im bardziej czytelnik zagłębia się w historię, tym więcej dowiaduje się o rysowniczce, o jej teraźniejszym i przeszłym życiu, o tym, co ją ukształtowało. Zaczyna się zastanawiać, jaki jest prawdziwy powód, dla którego Laura znalazła się w centrum tych potwornych wydarzeń. I może domyśli się wcześniej, tak jak ja, albo znajdzie odpowiedź dopiero w finałowych scenach. Z kolei komisarz Kyrcz i podkomisarz Szolc zyskali znacznie mniej uwagi autora, schodząc przez to na dalszy plan. Są to postacie pozbawione głębi, niewyróżniające się niczym poza swoją nieudolnością i nieumiejętnym prowadzeniem śledztwa. Można powiedzieć, że autor nadał im wyłącznie kontury, nie skupiając się na szczegółach. Najbardziej tajemniczą postacią jest morderca, którego motywy czytelnik odkrywa dopiero na sam koniec. W trakcie lektury odbiorca może jednak zaobserwować, jakimi umiejętnościami dysponuje zabójca: zdolność manipulowania ludźmi, obracania wszystkiego na swoją korzyść. Jest to postać, której czyny wzbudzają strach i grozę, ale również ciekawość.
Z pewnością nad lekturą powinny zastanowić się osoby o dużej wrażliwości, ponieważ Maciej Kaźmierczak opisuje miejsca zbrodni oraz stan ofiar dość obrazowo, wyraziście. Jest krwawo i brutalnie, choć z drugiej strony autor potrafi to barbarzyństwo ubrać w słowa, tak by czytelnika zbytnio nie zrazić. Kaźmierczak stara się raczej przygnieść odbiorcę gęstą, mroczną atmosferą, zamknąć w szponach niepokoju, nieustannego napięcia, co całkiem dobrze mu wychodzi. Tło społeczno-obyczajowe sprzyja nawarstwianiu się tego mroku. Łódź jest tutaj przedstawiona jako miasto mało przyjazne, brudne, biedne, obce nawet dla jego własnych mieszkańców.
Autor podejmuje w powieści kilka tematów tabu. Jednym z nich jest śmierć, o której mówi się mało, a która przecież jest nieodłącznym elementem ludzkiego życia. W książce zbrodnia staje się czymś w rodzaju dzieła sztuki, które przeraża, szokuje, ale przede wszystkim skupia uwagę ludzi. Przypomina o tym, że śmierć jest wszechobecna, że dotyczy każdego z nas. Pojawia się również wątek związany z relacjami społecznymi, z nietolerancją wobec odmienności, rasizmem i homoseksualizmem.
Książka nie jest pozbawiona drobnych mankamentów, ale jako całość wypada naprawdę dobrze. Autor według mnie niepotrzebnie rozwinął wątek erotycznej relacji między śledczymi, bo później, w natłoku zdarzeń, całkiem o niej zapomniał. Ba! Postać Kyrcza szybko została zepchnięta na drugi, a może nawet trzeci plan. Jestem również zawiedziona faktem, że tak łatwo odgadnąć, kim jest sprawca makabrycznych zbrodni. Jednak finał historii przyniósł niemałe zaskoczenie. Wszystko zostało w końcowych scenach przeinaczone, odwrócone o sto osiemdziesiąt stopni. Okazało się czystą manipulacją ze strony autora. A elementy układanki trzeba było pozbierać do kupy jeszcze raz.
Martwy ptak to wciągający, mroczny kryminał, który roztacza nad czytelnikiem ponurą, gęstą atmosferę. Nakreślona przez Macieja Kaźmierczaka historia przypomina o tym, że śmierć i zło towarzyszą nam przez całe życie. Nawet jeśli nie zwracamy na nie uwagi, to zawsze są gdzieś obok, podążają za nami niczym cienie. Polecam.
Monika Halman