Fleetwood Mac to zespół, którego historia jest burzliwa, a działalność bardzo szeroka. Wydali 18. albumów studyjnych w tym tej jedyny i niepowtarzalny krążek z 1977 roku. “Rumours” nie tylko stanowiło przełom w ich karierze (a raczej punkt zwrotny) to do tego stało się jednym z najlepiej sprzedawanych rockowych albumów wszech czasów. Po latach wpisany również na listę 500. największych albumów. Na zaszczytnym 25. miejscu.
Jedyny przymiotnik jaki ciśnie się na usta przy opisywaniu tego longplaya to kultowy. I aż trudno wyobrazić sobie, że od jego wydania przeszło ponad 30 lat! “Rumours” jednak w ogóle się nie zestarzało i z podobną rozkoszą słucha się go w XXI wieku. Problemy wciąż są te samy, teksty nadal aktualne, a muzyka relaksacyjna i pozwalająca oderwać się od szarej rzeczywistości. Mick Fleetwood i spółka udowodnili tym albumem siłę, jaka drzemie w rocku. Gatunku, który w dzisiejszych czasach dorobił się kolejnych odmian. Tymczasem ten band pokazuje gdzie tkwi sedno grania. Znając późniejszą historię wiemy, jak w trudnym okresie powstała ta płyta. Po raz kolejny udowadnia to stwierdzeniu, że największe płyty pisze się w kryzysie.
Krótko po wydaniu “Rumours” grupa się rozeszła. Zawiesiła swoją działalność, choć potem wielokrotnie się spotykali, nagrywając kolejne płyty Nie powrócili już do sukcesu “Rumours”. Plotki wtedy mówiły… oj wiele, ale wszystko rekompensowała nas solidna forma Fleetwood Mac.
Wbrew pozorom to nie w singlach tkwi moc, choć te dobrane są nad wyraz starannie i wyrażają kwintesencje całego albumu. Największa siła to prostota, uniwersalizm, a przede wszystkim niepowtarzalna atmosfera. To krążek wieloznaczny, na pozór jakże wesoły, radosny, ale po kolejnych przesłuchaniach, jak i lekturze historii powstania “Rumours” okazuje się, że to krążek o ulotności, rozstaniu, gniewie i po części… miłości.
Warner Music po latach wydają raz jeszcze ten kultowy album, aby mógł trafić w ręce każdego kolekcjonera. Warto zaopatrzyć się w to dzieło. Ponadczasowy przekaz tego krążka przekonuje również nas, starszych o ponad 30 lat. Dla niektórych to wydawnictwo całkiem nowe, więc tym większa radość, że w czasach cukierkowego popu wciąż sięga się po stare, dobre i sprawdzone klasyki. “Rumours” niech będzie tego przykładem…
Marek Generowicz