Każdy z nas lubi się bać; wytężamy słuch, gdy ktoś raczy nas opowieścią nie z tego świata. A już, szczególnie gdy nosi ona znamiona realności. Lubimy ów specyficzny strach, z zadowoleniem przyjmujemy występujące na całym ciele dreszcze, wyrywający się z ust okrzyk zaskoczenia. Chcemy słuchać historii o duchach wciąż i wciąż, niekoniecznie pragnąc przeżyć je na własnej skórze. Usiądźmy więc wygodnie i rozkoszujmy się grozą w najczystszej postaci…
Nie ma nic lepszego niż antologia opowiadań grozy. A przepraszam, jest – zbiór, w skład którego wchodzą historie pisane piórem najsławniejszych pisarzy XIX wieku. Mam wrażenie, że wówczas opowieści o duchach miały w sobie więcej smaku: technologia nie była tak rozwinięta, znaczna część ludzi (jeżeli nie większość) wierzyła w zjawiska nadprzyrodzone, a twierdzenia naukowców o ich nierealności nie były tak głośne. Do tego dochodzi owa specyficzna atmosfera dużych domostw, gdzie w licznych pokojach czaiły się tajemnice. I szczękające łańcuchami pokutujące dusze poprzednich lokatorów.
Muszę ze wstydem przyznać, że z tak licznych nazwisk pisarzy znałam zaledwie dwa, i to te najpopularniejsze: Oscar Wilde oraz Charles Dickens. Reszta stanowiła dla mnie tajemnicę, do której rozwiązania ruszyłam z wielką chęcią. Opowiadań jest jedenaście, a łączy je jedno – każde z nich zawiera w sobie historię o duchach. Różnią się zaledwie charakterem. Znajdziecie tutaj opowieści zarówno poważne, jak i prześmiewcze, ironiczne (za co możemy podziękować niezastąpionemu Wilde’owi). Każda z nich ma swój jedyny, niepowtarzalny urok. Jedne wzbudzają lekki dreszcz niepokoju, inne zaledwie zainteresowanie. Prawdziwy festiwal grozy w różnorodnym wydaniu.
Oczywiście nigdy nie jest tak, że wszystkie opowiadania ze zbioru przypadną czytelnikowi do gustu, a przynajmniej zdarza się to bardzo rzadko. Ja również w przypadku “Wakacje wśród duchów” wybrałam swoich niekwestionowanych ulubieńców. Wśród nich znalazł się oczywiście Oscar Wilde ze swoim opowiadaniem “Zbrodnia lorda Arthura Savile’a”. Nie było ono straszne, raczej lekko wyśmiewające wiarę ludzi w to, co wyczytano im z dłoni. Ta właśnie wiara skłoniła młodego lorda do zrobienia czegoś, na co nigdy wcześniej by się nie zdecydował. Drugie, które również przypadło mi do gustu, stworzył Fitz James O’Brien. Jego historia “Co to było?” budzi ogromne zaciekawienie tym, co przydarzyło się głównemu bohaterowi i ogromnie żałuję, że ostatecznie ani on, ani ja nie uzyskaliśmy odpowiedzi na owo tytułowe pytanie. Trzecim i jednocześnie ostatnim opowiadaniem w tej antologii był twór Charles’a Dickensa, pt. “Dróżnik”. To był strzał w dziesiątkę, gdyż takie właśnie historie najbardziej poruszają moje serce i wyobraźnię, a jednocześnie budzą lekkie drżenie na myśl, że coś podobnego mogłoby spotkać mnie. Te wymienione historie były moim “top 3”, w nich właśnie odnalazłam to, czego tak szukam w literaturze grozy – lekki dreszczyk, ciekawą opowieść, mroczną atmosferę i niepewność, co przyniesie kolejny dzień.
To nie tak, że pozostałe utwory były złe; wszystkie były na swój sposób ciekawe. Spodziewałam się jednak, że będą nieco mocniejsze, bardziej mroczne. A określiłabym je raczej jako grozę w wersji bardzo delikatnej, idealne dla osób, które na co dzień nie sięgają po horror. W większości wywołały zaciekawienie, ale nie przerażenie ani nawet nieleciutki strach. Dlatego jestem trochę rozczarowana, gdyż spodziewałam się mocnego uderzenia, okraszonego wiarą żyjących w XIX wieku ludzi w zjawiska nadprzyrodzone, co jeszcze spotęgowałoby efekt. A w przypadku “Wakacji wśród duchów” ocieramy się o strach, acz w wersji baaardzo delikatnej.
Jak już wspomniałam, owa antologia opowiadań grozy będzie idealna dla osób, które zazwyczaj nie sięgają po horrory, ale również dla czytelników zakochanych w twórczości klasyków literatury. Do tego macie możliwość poznać kilka nazwisk, jeżeli tak jak ja nie mieliście z nimi wcześniej styczności. A ponadto na pewno to wydanie przyciągnie Wasz wzrok, ponieważ jest po prostu przepiękne! Prawdziwa gratka dla moli książkowych. Myślę, że każdy odnajdzie tutaj coś dla siebie, w mniejszym lub większym stopniu.
Kaśka Pinkowicz