Życia w Zonie nigdy nie można było nazwać łatwym, a jednak Sztych, Bull oraz Chomik odnaleźli jako taki spokój w wodnym domu Kreta. Chomik dochodzi jeszcze do siebie po otrzymanych ciosach, a Sztych próbuje opanować ogarniającą go niekiedy panikę na myśl, kim się stał i jakie cierpienia może zadać. Na razie tylko rozmyśla nad możliwościami, a ma ich niestety niewiele. Chce spokoju. Jak to jednak w życiu (i w Zonie) bywa, choć bohaterów przed wszelkimi potworami chroni woda, tak ludzie zawsze znajdą do nich dojście. Ktoś pragnie ponownie mieć Sztycha w swoich szeregach, innych zaś kusi bogactwo, jakie na swojej jeziornej łajbie – zgodnie z powtarzanymi z ust do ust historiami – zebrał Kret. Nim mężczyźni się obejrzą, będą znowu musieli przypomnieć sobie o tym, że Zona nigdy nie odpuszcza. Ani ci, którzy choć raz przekroczyli granicę.
Zona, Zona, Zona… kochana Zona, która jest diabelnie niebezpiecznym miejscem. Zona, kryjąca w sobie wiele skarbów, mogących zapewnić dobrobyt na wiele długich miesięcy, a zapewne i lat. W końcu Zona, która nigdy nie wypuszcza nikogo ze swoich ramion. Choć masz świadomość, że z łatwością możesz tam zginąć, to gdy wejdziesz choć raz, i tak przez całe życie tęsknisz. Zona to kochanka, której cichy, przyzywający szept słyszysz do końca życia. To jak uzależnienie; towarzysząca każdemu przejściu przez kordon adrenalina nie może równać się z niczym innym. Dlatego wielu spośród stalkerów tak chętnie porzuca szarą (w ich mniemaniu) codzienność, by jeszcze raz poczuć tę krainę.
Tym razem nie podróżujemy z naszymi bohaterami w głąb Zony (przynajmniej na początku), ponieważ już tam jesteśmy – odpoczywamy w pływającym domku, przyglądając się spokojnemu ruchowi wody. Jednak ta historia nie byłaby jedną z opowieści stalkerskiej, gdyby panował w niej bezruch. Szybko nasza czteroosobowa kompania zostaje rozdzielona – Sztycha porywają ludzie Szarego, którzy mają dostarczyć go za kordon, Bull trafia w ręce jeszcze innej grupy, brany początkowo za Kreta, a Chomik jeszcze innej (także wzięty za posiadacza bogactwa). Powiem szczerze, że poza głównymi bohaterami jest tam od groma innych ugrupowań – Wolność, Powinność – i różnych pseudonimów, że pogubiłam się, kto należy do której. Dlatego do tej pozycji zabierzcie się, gdy będziecie mieć spokojną chwilę na dogłębną lekturę.
Co prawda czytałam już jakąś książkę spod pióra pana Kulikowa, aczkolwiek niepoprzedni tom tej mini serii, opowiadający o wcześniejszych “przygodach” Sztycha i ekipy. A szkoda, gdyż chwilami wydawało mi się, że byłabym bardziej na bieżąco z aktualnie dziejącymi się wydarzeniami. Na szczęście autor w kilku żołnierskich słowach przybliża nam to, co działo się we wcześniejszym tomie, dlatego uczucie zagubienia w historii nie jest aż tak dotkliwe. Mam wrażenie, że przeczytałam “Dwa mutanty” w ekspresowym tempie; może trochę dlatego, że Zona nie jest już dla mnie obca i nie zatrzymuję się dłużej przy opisach przerażających monstrum? Że wiem, czym są artefakty i mniej więcej jak działają? Prawdopodobnie tak. Z drugiej strony pióro pana Kulikowa jest tak lekkie i przyjazne czytelnikowi, że przez stworzoną przez niego opowieść po prostu się płynie (z chwilowymi postojami na dopasowanie danej postaci do odpowiedniego ugrupowania). Co więcej, po kilkudziesięciu stronach po początkowym spokoju nie ma już śladu i zostajemy wrzuceni w sam środek wydarzeń – czeka na nas ból, krew i pot. Jak starzy, dobrzy przyjaciele.
Historie z serii o Zonie to nie tylko spiski, brutalność, potwory i pragnienie zdobycia artefaktu, a co za tym idzie – spieniężenie go na ziemi. To także opowieść o braterstwie, o więziach, jakie tworzą się między stalkerami po przekroczeniu granicy lub w trakcie podróżowania przez ową niebezpieczną krainę. W tej części akurat nie musieliśmy się z nikim przez nas lubianym żegnać na zawsze, aczkolwiek mając w pamięci inne książki z “Fabrycznej Zony” wiem, jak grożące niebezpieczeństwo może zacieśnić więzi międzyludzkie. Stalker to nie tylko góra mięśni i spryt, nie człowiek, żądny zarobienia teoretycznie szybkich pieniędzy; to synonim odwagi, braterstwa i inteligencji. Oczywiście mówię o prawdziwych stalkerach, a nie podróbkach, które pragną odwiedzić Zonę i przez kolejne lata opowiadać, jakich to cudów tam nie przeżyli.
Po raz kolejny będę polecać Wam nie tylko tę książkę, lecz również całą serię: to historie, które na długo zapadają w pamięć. Naprawdę warto.
Kaśka Pinkowicz