Pięknie weszłam w historię zmagań związanych ze zdobyciem trzeciego co do wysokości szczytu Ziemi, zarówno od strony atrakcyjności formy przedstawiania wiadomości, wyjątkowej szczegółowości informacji, przyjemnego stylu narracji, jak i również sugestywnego oddania różnorodnych ludzkich emocji towarzyszących realizowaniu pragnień. Szczególnie tego, o spojrzeniu na planetę z najbardziej wymagającego wspinaczkowo szczytu świata. To także przybliżenie samej historii himalaizmu, jego wzniosłego ducha, niezwykłych przesłań i pragmatycznych uwarunkowań.
Kanczendzonga długo odmawiała człowiekowi prawa do jej pokonania. Śmiałków wystawiała na ekstremalne próby, ukrywała trasy wejścia, zawracała w połowie wysiłków, bezwzględnie odbierała życie. Pięć Skarbnic Wiecznego Śniegu zachwycało pięknem i majestatem, ale także niedostępnością i skrajnością. Mogłam tylko próbować wyobrazić sobie, jak bardzo kontrastowe uczucia ogarniały wspinacza, kiedy stawiał stopy na jej ścianach. Walka z niebotycznie wysoką górą i słabościami własnego organizmu. Zdradzieckie ukształtowanie terenu, lodowce, setki ton śniegu, potężne lawiny, lodowe wichry, drastycznie zmieniająca się pogoda. Ośmiotysięcznik nie zamierzał nikomu ułatwić własnego ujarzmienia i zapewnić wpisu do rejestru zwycięzców.
Mick Conefrey dotarł do dokumentów, pamiętników, listów i wycinków prasowych, przeprowadził rozmowy z himalaistami, zapoznał się z bogatym zbiorem książek o wysokogórskiej wspinaczce. Dokładnie przemyślał konspekt książki, dobór materiału i sposób dotarcia do odbiorcy. Zajmująco wchodziłam w kolejne rozdziały, zgrabnie uporządkowane i podane w zachwycający sposób. Byłam pod wrażeniem szczegółowości faktów, otoczki im towarzyszącej, oraz wnikliwego spojrzenia w duszę ludzką od strony nietuzinkowej pasji i wyjątkowych ambicji. Ciekawie było poznawać sylwetek osób uczestniczących w wyprawach, ich osobowości i postawy.
Wszystko zaczęło się od tysiąc osiemset dziewięćdziesiątego dziewiątego roku, kiedy Douglas Freshfeld dokonał pierwszego uważnego spojrzenia na Kanczendzongę. Obserwacje zawarł w publikacji będącej inspiracją dla wielu himalaistów. Pierwsza próba zdobycia góry w wykonaniu Anglika i Szwajcara, z tysiąc dziewięćset piątego roku. Następnie niemieckie, amerykańskie i angielskie wyprawy. Aż do pół wieku później, kiedy wreszcie udało się dotrzeć na szczyt bez półtora metra. A dlaczego? Dowiecie się już z książki. Kilka retro fotografii i mapek wzmacniało klimat książki. Publikacja wzbogaci księgozbiór miłośników wspinaczki wysokogórskiej. Zarówno tych, którzy praktykują ten sport i pasję, jak i tych, którzy z zachwytem i podziwem o nich czytają.
Izabela Pycio