Spotkanie z książką. Maurizio de Giovanniego należało do przyjemnych. Dostałam taką retro atmosferę, na jaką liczyłam, przeniosłam się do Neapolu początku lat trzydziestych. Autor barwnie odmalował ówczesne klimaty panujące w mieście. Zarówno życie kulturalne, jak i kontrasty społeczne oraz faszystowski reżim. Wkraczałam w reprezentacyjne dzielnice, by za chwilę ze strachem poruszać się po mrocznych ulicach i wtapiać się w wiecznie płynący tłum ludzi. Fabułę wzbogacała otoczka z akcentami totalitaryzmu Benito Mussoliniego, w którym remedium na zagrożenie, stała się opera i teatr. To także niepokojące parapsychologiczne obszary. Nadszarpnięte zębem czasu konwenanse społeczne, a jednocześnie niezmienne cechy ciemnej strony ludzkiej natury, które sprawiają, że całość jest nader aktualna. Przestarzałe metody dochodzeniowe, a zarazem nieśmiertelna dedukcja i logika. Staroświecki styl wypowiadania się, ale uniwersalne prawdy i uczucia. A w tle muzyka werystycznych oper końca dziewiętnastego wieku, Pietra Mascagniego i Ruggera Leoncavalla, historie zawarte w Rycerskości wieśniaczej i Pajacach.
Luigi Alfredo Ricciardi jest komisarzem bezpieczeństwa publicznego w lotnej brygadzie królewskiej kwestury w Neapolu. Synem barona, absolwentem szkoły jezuickiej, znawcą prawa karnego. Widzi i odbiera ostatnie odczucia tych, którzy zmarli gwałtowną śmiercią. Nie traktuje tego jako osobliwy dar pomagający w śledztwie, a jako wyrok na wewnętrzny spokój, nieustanne potępienie i bliznę duszy. Cierpienie innych staje się jego własnym, wszechobecnym towarzyszem, niegojącą się raną, permanentnym stanem świadomości. Dlatego trudno mu nawiązywać kontakty z ludźmi. Wyjątkiem jest Rosa Vaglio, siedemdziesięcioletnia niania opiekującą się nim w dzieciństwie, teraz staruszka otaczająca go troską, a także brygadier Raffaele Maione, wdzięczny mu za wyjaśnienie zabójstwa najstarszego syna Luka. Ludzie obawiają się talentu Maione. Skrywa on w sobie coś nadprzyrodzonego, niezwykłą umiejętność rozwiązywania najtrudniejszych spraw, do tego doskonale rozumie zbrodnie i jest przy tym oddany swej pracy.
Dociekając prawdy, kto stoi za zabójstwem Arnolda Vezziego, największego tenora świata, którego ciało odnaleziono w garderobie Teatru San Carlo, z raną zadaną ostrym przedmiotem i w mocno krwawej scenerii, Ricciardi jak zwykle prowadzi dochodzenie niejako na odwrót, tak stopniowo zdobywa ważne punkty w rozgrywce z mordercą. Powiela obraz ostatniej chwili życia ofiary, analizuje przebieg wypadków od końca, jakby znał ją osobiście. Przesłuchuje potencjalnych świadków, w tym księdza melomana ukradkiem zakradającego się na przedstawienia, dyrygenta orkiestry uzależnionego od alkoholu, kierowniczkę pracowni krawieckiej, przeciążonego obowiązkami inspicjenta, a także żonę, sekretarza i impresario śpiewaka. Wszyscy wyrażają się niepochlebnie o Vezzim, każdy miał z nim zatarg i nienawidził jego konfliktowej osobowości. Kogo tenor doprowadził do decyzji o ostatecznym zakończeniu jego życia? Zagadka kryminalna nie należała do wymagających, dość wcześnie wyczułam, kogo obarczać winą za zbrodnię, natomiast ciekawie odkrywało się ewentualne motywy i ostatnie godziny ofiary. To moje drugie spotkanie z twórczością autora, wcześniej miałam okazję zapoznać się z Bękartami z Pizzofalcone, ale dla odmiany, w niej Giovanni zawarł mocne smaki włoskiej mafii.
Izabela Pycio