“Istota Teorii Względności” to cztery wykłady Einsteina, wygłoszone w Princeton w 1921 roku, pięć lat po ogłoszeniu słynnego E = mc2. Jest to krótka lektura, bardzo treściwa. Właściwie bez kozery mogę napisać, że idealna dla ludzi, którzy znają się znacznie lepiej na fizyce i matematyce niż ja. Matura z matmy to tu zdecydowanie za mało!
Podstawowa idea jest niezwykle prosta i logiczna: chce sformułować prawa natury w sposób niezależny od wybranego układu współrzędnych. Jeden wzór, by rządzić nimi wszystkimi, jeden wzór by rządził światem – powiedziałby Tolkien. Niestety, nie jest to takie proste i oczywiste. W fizyce newtonowskiej musisz użyć układu odniesienia, nieruchomego lub poruszającego się jednostajnie względem gwiazd stałych, by wyjaśnić rzeczy takie jak wahadło Foucaulta. Tylko Einstein chce, aby możliwe było również przyjęcie ptolemejskiego układu odniesienia, w którym Ziemia stoi nieruchomo, a reszta wszechświata obraca się wokół niej. Dla Galileusza i Newtona nie miałoby to żadnego sensu, ponieważ przestrzeń dla nich była absolutna. Einstein wie już o niej więcej niż poprzednicy. Co więcej: pokazuje, że jego wielcy poprzednicy się mylili. Można mieć spójny obraz, w którym te przesunięcia mają matematyczne znaczenie. Jeśli Ziemia stoi w miejscu, a Wszechświat się obraca, wirujące pole grawitacyjne wytworzone przez odległe gwiazdy pociągnie za sobą wahadło Foucalta. Wystarczy zidentyfikować grawitację i przyspieszenie, wyobrazić sobie ją jako krzywiznę czasoprzestrzeni… Trudne? Tak, bo o ile wstęp książki ładnie wszystko tłumaczy, tak już same wykłady Einsteina zdecydowanie są trudniejsze w odbiorze w tej książce. I ogólnie też!
Okazuje się, że istnieje tylko jeden prosty sposób na zorganizowanie schematu. Einstein czuł, że wzór, który zaproponował, nie do końca odzwierciedla wiedzę mu znaną. Czegoś brakowało. Nie wiedział jeszcze, że będą to czarne dziury. Einstein, po ogłoszeniu Ogólnej Teorii Względności, spędził drugą połowę życia na bezowocnym poszukiwaniu rozwiązania. Choć powstałą Szczególna Teoria Względności, nadal nie był z siebie zadowolony. Dopiero teoria strun dała rozwiązanie, ale jej, z oczywistych względów, nie poznał – zmarł 15 lat przed jej wymodelowaniem.
Tak naprawdę we mnie, raczej bardzo początkowym entuzjaście fizyki, po przeczytaniu tej książki jest więcej pytań niż odpowiedzi. Prawdopodobnie rozumiem może jedną dziesiątą tego, co przeczytałam.
Monika Kilijańska