Czy ktoś prowadzący stronę Chujowa Pani Domu może napisać książkę, która wstrząśnie do głębi? Tak, jeśli jest to książka, która opiera się na głosie tysięcy Polek (i Polaków), którzy choć raz postanowili napisać na Facebooku o swoim nie do końca różowym życiu. Taka właśnie jest książka “Też tak mam” Magdaleny Kostyszyn. I, uwaga, nie stroni od mocnych słów, wyrażanych czasem w sposób uznawany za niecenzuralny.
Niby już sporo widziałam, czytałam, doświadczyłam i powinnam być jako kobieta przyzwyczajona, że traktuje się np. ból porodowy jako normę. Że kobieta powinna przyjmować komplementy nieznajomych panów z uśmiechem na ustach i spłonionymi policzkami. Że kobieta, szczególnie w domu “nic nie robi” i jest szufladkowana jako bezrobotna. Że może nie chcieć dzieci, ale wszyscy, rodzina, lekarze, partner często też, mają inne zdanie na ten temat. Niby to wszystko wiem, a czytając książkę, co chwilę z niedowierzaniem kiwałam głową. Bo dziś już bym nie dopuściła do tego wszystkiego. Bo… dojrzałam. Jednak te kobiety, piszące o swoich, często traumatycznych przeżyciach, jeszcze nie są w tym miejscu. Albo ja nie jestem w ich, choć kiedyś często bywałam. Wiemy o sobie tyle, na ile nas sprawdzono, prawda?
Autorka w trzech rozdziałach pt. macierzyństwo, praca i kobiecość przedstawiła historie kobiet. Historie młodych i starych, pełne bólu, przemocy, niezrozumienia, wstydu. Jednak też odwagi, siły i wytrwałości. Widzimy tu przekrój społeczeństwa, całą krzywą demograficzną, każdy zakątek naszego kraju. Widzimy nadal tętniący kult Matki-Polki, szowinizm, szklane sufity w pracy i nawet życiu, seksizm. Niestety widzimy też, że jeszcze daleka droga do uznania, że kobieta może tyle, co mężczyzna.
Jedynym zgrzytem, jaki widzę w tej książce, jest jednak niezrozumienie tego, że kobieta wcale nie musi pracować zarobkowo, by czuć spełnienie i radość. Cieszę się, że głos Ewy, która lubi dopieszczać swojego zarabiającego na całą rodzinę męża, został włączony do książki, jednak cytat (mówi Ewa, odpowiada jej autorka):
“To, że wiele osób nie będzie w stanie tego pojąć, zupełnie mi już nie przeszkadza.
Spoko. Ja też nie wszystko rozumiem.”
można zrozumieć jako właśnie niezrozumienie powodu jej wyboru czy nawet bezsensowność tegoż. Trochę mi się kłóciła taka postawa ze zrozumieniem, że każda kobieta może być, kim chce i robić co jej się podoba, tak samo, jak pozwalamy na to w granicach prawa mężczyznom.
Czy nie ma nadziei? Jest i Magdalena nam ją zostawia. Zostawia nas z dość smutną, ale pokrzepiającą historią Lucyny, która kiedyś miała wszystko, a dziś opiekuje się sparaliżowanym mężem. Sama wybrała takie życie i choć jej sporo brakuje, to zaakceptowała swój los. Jedyne co nadal ją cieszy to ulubiony autor i jego książki. Odpowiedzią na to wyznanie było zgłoszenie się do Lucyny samego autora, który od tego czasu postanowił wysyłać każdą swoją książkę Lucynie – i to jeszcze przed jej oficjalnym wydaniem.
Małym gestem, małymi kroczkami można całkiem sporo. I może to zrobić każdy! Widząc kiedyś na ulicy, w sklepie, w szkole, w autobusie kobietę, która ma smutek w oczach, uśmiechnijmy się do niej, powiedzmy komplement (każdy przecież znajdzie w innych coś pięknego) – być może to będzie pierwszy krok do spojrzenia w jaśniejszą stronę mocy, zmiany. Dla wielu z czytelniczek tej książki być może takim zmieniającym je punktem będzie przeczytanie tej dość mocnej i, niestety, w stu procentach prawdziwej książki. Polecam każdemu, nie tylko kobietom, skorzystać z tej lektury i otworzyć oczy.
Monika Kilijańska