“Czas jest dziwny… To, co odległe, robi się bliskie, i na odwrót.”
Luca D’Andrea potrafił stworzyć fenomenalną opowieść. Łączył elementy thrillera, kryminału i obyczajowych nut. Sugestywnie odwoływał się do wyobraźni czytelnika, mieszał mu w głowie, wystawiał na skrajne emocje. Sprawiał, że interpretacja zdarzeń i postaci zmienia się niemal z rozdziału na rozdział. Tak właśnie było w “Istocie zła”, która przeniknęła mnie do szpiku kości, z przyjemnością wystawiłam jej maksymalną ocenę. Później miałam okazję poznać “Lissy”, charakteryzowała ją wyjątkowo udanie stworzona atmosfera grozy, i chociaż wrażenia były ciut mniejsze, to obrazowo wchodziły w ciemną naturę człowieka. “Wędrowiec” nie zdobył najwyższego uznania, lecz miał w sobie coś, co sprawiało, że chętnie się mu poddałam.
Przekonał mnie klimat zamkniętej społeczności jednej z maleńkich miejscowości Tyrolu Południowego, na własne życzenie oddalonej od cywilizacji i trzymającej się pokoleniowemu następstwu władzy i służebności, każdy znał swoje miejsce w szeregu. Wchodząc w powieść, natychmiast poczułam zapach złowrogich sekretów unoszący się nad jeziorem. Magicznie wpływał na członków społeczności lokalnej. Chwytałam wystrzępione skrawki mitologicznej materii, nadszarpnięte czasem szwy opowieści o śmierci młodej kobiety, porwane nici czegoś wymykającego się rozumowemu postrzeganiu. Odczucie wycinkowości, rozdarcia, strzępy informacji, wyblakłe tkaniny ludzkiej pamięci, niechęć do przywoływania faktów, towarzyszyły mi przez całą powieść.
Nie tylko segmentacja fabuły się na to złożyła, ale również specyficzny styl narracji. Długo się w niego wbijałam, wydawał się szorstki i niewygodny, ale znakomicie pasował do tego, co się działo. A działo się wiele, w dynamicznych rytmach, nic nie szło utartymi szlakami budowania scenerii i napięcia, wymykało się spod kontroli wyjaśnień wysuwanych przez czytelnika. Im bliżej końca książki, tym więcej zaskakujących obrotów spraw i zadziwiających incydentów. Trochę pogubiłam się w odczytaniu ostatniej sceny, lecz kiedy zrozumiałam jej wydźwięk i przesłanie, byłam pod wrażeniem, jak łatwo autor zapędził mnie w kozi róg z przypuszczeniami i podejrzeniami.
Warto poznać duet prowadzący prywatne śledztwo w sprawie sprzed dwudziestu lat, podejrzanej śmierci Eriki Knapp. Córka Sybille nie wierzy w samobójstwo matki, tym bardziej że anonimowo otrzymuje szokujące zdjęcie z przeszłości. W dotarciu do prawdy pomaga jej Tony Carcano, kiedyś młody dziennikarz, teraz uznany pisarz. To on zajmował się medialnym nagłośnieniem sprawy odnalezienia zwłok Eriki. Natrafiają na dziwne zbiegi okoliczności, intrygujące powiązania, frapujące sprzeczności, tajemnicze objawienia i mistyczne formuły. Sprawa szybko przyjmuje niebezpieczny obrót. Dokąd zaprowadzą fragmenty informacji i zamglone domysły?
Izabela Pycio