Prawie nigdy nie czytam biografii. Prawie, bo od tej reguły jest jeden wyjątek: Audrey Hepburn. Od wielu lat uwielbiam tę aktorkę, często wracam do filmów z jej udziałem, w moim salonie znajdziecie jej podobiznę, przeczytałam już dwie jej biografie, a moja córka poznała historię jej życia w wersji dla dzieci (to teraz znacie już skalę mojej obsesji). Dlatego nie mogłam przejść obojętnie wobec kolejnej książki o Hepburn. A Robert Matzen ze swoją “Audrey Hepburn. Wojowniczka” odkrył przede mną zupełnie nieznane oblicze tej wspaniałej kobiety.
Autor skupił się w tej książce głównie na końcówce lat 80., kiedy Audrey zdecydowała się zostać ambasadorką UNICEF-u. Pokrótce opisał to, co doprowadziło ją do tego momentu w życiu, nie skupiając się jednak na jej karierze, jedynie na przełomowych momentach, które skłoniły ją do podjęcia tej decyzji. Dlaczego oskarowa aktorka znana z takich hitów jak “Rzymskie wakacje” czy “Śniadanie u Tiffany’ego” zdecydowała się wsiąść w samolot i polecieć do Etiopii? A tam brać na ręce maleńkie dzieci i podawać im doustne szczepionki? Latać do Wietnamu, Ameryki Południowej, Somalii, nierzadko w kamizelkach kuloodpornych, ryzykując życiem, nie brzydząc się brudu i chorób?
Robert Matzen wraca do jej wojennej przeszłości, do “genu” pomagania obecnego wśród holenderskich wyższych sfer, do długu wobec świata, który czuła, że ma do spłacenia. Była aktorka, zamiast cieszyć się spokojem w swojej sielskiej posiadłości La Paisible nad Jeziorem Genewskim, z mężczyzną, który ją kochał i się o nią troszczył, ruszyła na walkę. Odwiedziła pięć kontynentów i wiele krajów. W tych ogarniętych głodem, suszą, wojnami domowymi, wysoką śmiertelnością wśród dzieci i niemowląt, była świadkiem budowy wodociągów i tam, pomagających dostarczyć życiodajną wodę w najtrudniejsze miejsca. Odwiedzała szkoły i szpitale, nie rozumiała otaczających ją tłumów ludzi, ale dla każdego miała uśmiech, który sprawiał, że ludzie ją kochali, nie mając pojęcia o tym, że właśnie spotkani słynną aktorkę. A potem wracała do bogatych państw europejskich, do USA i do Australii, gdzie na niezliczonych balach i konferencjach prasowych opowiadała o tym, co widziała i pomagała zbierać pieniądze dla UNICEF-u.
Czytając tę książkę, czułam, jak Robert Matzen idealizuje Audrey Hepburn, na początku było to zastanawiające, potem zrozumiałam dlaczego. Zresztą każda cytowana przez niego osoba miała o niej podobne zdanie, wszyscy byli pod wrażeniem jej siły do walki o niewinne dzieci, będące pierwszymi ofiarami wszystkich wojen.
Nawet jeśli znacie już biografię Audrey Hepburn, gwarantuję, że “Audrey Hepburn. Wojowniczka” odkryje przed Wami wiele nieznanych faktów z jej działalności humanitarnej. Robert Matzen rzetelnie podszedł do sprawy, korzystając z wielu źródeł, przeprowadzając wiele rozmów, by pokazać, jakim heroizmem wykazała się zmarła na początku 1993 roku aktorka. Książka zawiera kilka stron ze zdjęciami, które jeszcze bardziej uświadamiają, jak wiele Audrey robiła dla UNICEF-u. Jak już wspominałam, zawsze uważałam ją za cudowną aktorkę, teraz wiem, że była cudownym, pełnym dobroci człowiekiem.
Ta książka uświadomiła mnie w jeszcze jednym temacie: cały czas toczą się wojny, w których najbardziej cierpią dzieci. Teraz kiedy jest tuż za naszymi granicami, pewnie tak jak większość, czuję w sobie imperatyw jakiejkolwiek pomocy. Jednak warto mieć na uwadze, że nigdy nie ma pokoju na całym świecie, że w krajach rozwijających się toczą się inne wojny, nie tak medialne, a jednak też krzywdzące dzieci.
Jagoda Miśkiewicz-Kura