Kiedy w wypadku samochodowym ginie ojciec z trójką dzieci, a policjanci wysłani, by poinformować ich matkę, znajdują ją martwą z ranami brzucha, wieść o tragedii nie podbija szturmem krajowych mediów, pojawia się tylko kilka lokalnych wzmianek. Kilka miesięcy później za sprawą anonimowego listu, zaczyna zajmować się nią znana dziennikarka telewizyjna. Czy uda jej się zrozumieć, co tam się wydarzyło i dlaczego prokuratura szybko umorzyła śledztwo?
Podobał mi się pomysł na intrygę i to, w jaki sposób kolejne informacje były stopniowo przekazywane. Jednak pełna opisów forma narracji, bez wątpienia ciekawa i oryginalna, okazała się dla mnie mało przystępna. Mój zmęczony umysł czasem gubił się w potokach wewnętrznych monologów bohaterów. A przez to, że historia była opowiadana przez różne postacie, w różnych perspektywach czasowych, niekiedy czułam się zdezorientowana. Jednak ostatnie sto stron, gdy już wiedziałam, kto może stać, za którą narracją i co miała na celu ta książka (choć nie wykluczam, że część czytelników mogła się zorientować już wcześniej, tylko ja nie potrafiłam wgłębić się w tę historię), czytałam z zapartym tchem. No, może nie dosłownie, bo nadal opisy spowalniały akcję, jednak w porównaniu z resztą książki, naprawdę dobrze mi się czytało.
Debiutująca Olga Mildyn umiejętnie operuje językiem, pisze oryginalne zdania. Jest uważną obserwatorką, niepozbawioną ironii w opisach polskiej rzeczywistości. Jej styl dodaje polotu tej ponurej w gruncie rzeczy historii. Jednak ja, przyzwyczajona głównie do lżejszych tekstów, książek, które bardziej skupiają się na akcji, mniej na zabawach słowem, miałam trudność z czytaniem tej książki (a zaczęłam ją jeszcze przed wojną w Ukrainie, więc to nie może być moją wymówką). Mówiłam sobie, że jeszcze kilka stron, a potem miałam ochotę odłożyć tę książkę, przestać tonąć w tej niepokojąco prawdziwie oddanej rzeczywistości. Oprócz zobowiązań, do przeczytania do końca skłoniła mnie ciekawość. Chciałam wiedzieć, co wydarzyło się tamtej rodzinie i czy dziennikarskie śledztwo ma większe szanse powodzenia niż to, które prowadziła prokuratura.
Jeśli szukacie lekkiej książki na trudne czasy, Podłość się nie nadaje. To nieszablonowa historia, pełna zaskoczeń i negatywnych emocji. Książka Olgi Mildyn obnaża nasze wady, jako społeczeństwa, oblepia brudem, beznadzieją i poczuciem niesprawiedliwości. Pokazuje, jak łatwo można manipulować informacjami w mediach, co zwłaszcza teraz powinno być dla nas przestrogą.
Jagoda Miśkiewicz-Kura