Mam ogromną słabość do romansów historycznych. To takie moje małe guilty pleasure. Przy takich lekturach odpoczywam, daje się porwać fabule i nie obchodzą mnie zgodności historyczne, błędy czy brak drugiego dna. Taka literatura ma bawić czytelnika, dać mu wytchnienie i sprawić, aby na twarzy pojawiły się rumieńce. “Projekt Księżna” skusił mnie wspaniałą okładką, obok której nie mogłam przejść obojętnie.
Jak można się spodziewać, “Projekt Księżna” to powieść nieco schematyczna. Jest książę (dodajmy, że mroczny, przystojny, z łatką casanovy i świetnego kochanka) i ona (pochodzi z biednej rodziny, przekroczyła już wiek młodości według ówczesnych standardów, stroni od towarzystwa). Chociaż z początku nie pałają do siebie sympatią, to wszystko z czasem się zmienia. Książę Fletcher “Grey” Pryde poznaje Beatrice Wolfe, gdy wraca do domu matki i ojczyma, na pogrzeb tego drugiego. Poznaje tam kobietę, która ma cięty język i wpada mu w oko, chociaż bohater stara się nie pokazywać swoich uczuć. Dodatkowo matka księcia, postanowiła wprowadzić Beatrice na salony, ponieważ panna Wole nie miała debiutu. Pomiędzy dwójką bohaterów rozpala się iskra, która z czasem przeradza się w istny płomień! Czy para pokona uprzedzenia i konwenanse? Czy książę zwiąże się z kimś niższego stanu?
Podeszłam do tej książki bez żadnych oczekiwań. Chciałam się oderwać od rzeczywistości i spędzić miły wieczór lub dwa w towarzystwie bohaterów. I z początku było dobrze. Książę Grey jest stereotypowym mrocznym oraz przystojnym bohaterem, z tragiczną przeszłością, traumą, z łatką łamacza niewieścich serc. Beatrice chce zachować dach nad głową, a jednocześnie również posiada sekrety. Ta dwójka z początku nie pała do siebie sympatią, a ich rozmowy to doskonałe potyczki. Z czasem zaczyna się między nimi coś dziać? Jednak tutaj wszystko zaistniało za szybko. Nie mogłam uwierzyć w to, że autorka tak szybko zdecydowała się znieść dzielące bohaterów różnice i nie chodzi mi tutaj o to, z jakich środowisk się wywodzą. W pewnym momencie wszystkie bariery opadły, a Grey oraz Beatrice zaczęli czuć do siebie fizyczny pociąg…
… a skoro już przy seksie jesteśmy, to muszę coś zaznaczyć, Długi czas stroniłam od erotyków, ponieważ raziły mnie opisy +18. Od pewnego czasu coraz śmielej sięgam po romanse, bo wiem, że większość autorek umie ciekawie opisać seks, bez ubliżania, poniżania, używania prostackiego języka, czy bez nadmiernego gloryfikowania. Umówmy się, że jesteśmy dorośli i współżycie to dla nas normalna czynność. W romansach historycznych sprawa ma się nieco inaczej. Tutaj, jednak trzeba pamiętać, chociaż w najmniejszym stopniu o realiach epoki. Doskonale wychodzi to Julii Quinn, Lisie Kleypas czy Eloise Jones. Niestety, gdy Sabrina Jefers dotarła do scen, które powinny wywołać rumieniec na twarzy czytelnika, u mnie wywołała… zażenowanie. Prostacki język czy wyrażenia, których nie używa się nawet w czasach współczesnych, mnie jeszcze nie zraziły, jak to, że wszystko burzy obraz Beatrice, jaki budowała autorka przez te wszystkie strony. Co więcej, używanie słów “zgwałć mnie” przez którąkolwiek z osób, wprawia mnie w ogromne zażenowanie.
“Projekt księżna” otwiera nową serię romansów historycznych Dynastia książęca. Spotkałam się ze stwierdzeniem, że autorka wzorowała się na powieściach innych autorek, ale czytałam wiele sag o rodzeństwie czy kuzynach. Jednak ta opowieść jest słaba i ja nie czuję się usatysfakcjonowana po zakończonej lekturze. Pozostał niesmak, niedosyt i chęć sięgnięcia po coś innego.
Katarzyna Krasoń